Beatlejugend 

Zofia Dzieniszewska - zapiski

Moja obsesja w koñcu musia³a czym¶ takim zaowocowaæ.
Moja pro¶ba: Ja nie znam zbyt dobrze niemieckiego, jakby co¶ by³o ¼le, g³ównie w konstrukcji zdañ, b±d¼ wyrazów, to mi mówcie.
Za b³êdy przepraszam.

-Jak wygl±dam? Czy to mówi: ,,Jestem McCartney, James Paul McCartney”? – Macka chodzi³ po pokoju co chwilê przybieraj±c pozê godn± Seana Connery’ego. Chocia¿ trudno by³oby sobie wyobraziæ Seana Connery’ego w obcis³ych pasiastych spodniach, koszuli w kwiaty, krawacie w groszki i be¿owej marynarce.
-Nie, ale wygl±dasz tak g³upio, ¿e Jane odda wszystko, byleby¶ siê tylko rozebra³. – odpar³ z u¶miechem Lennon.
-Mo¿e byæ. – po tych s³owach McCartney obficie skropi³ swój otwór gêbowy miêtowym od¶wie¿aczem do ust. By³ to ju¿ chyba pi±ty raz w ci±gu ostatnich dziesiêciu minut. Lennon by³ pewien, ¿e Jane umrze na przedawkowanie miêty w organizmie je¶li tylko odwa¿y siê poca³owaæ swego wybranka.
-Za bardzo siê dla niej starasz, a ona ma Ciê gdzie¶. – powiedzia³ wyjmuj±c z szuflady paczkê landrynek. Paul zacz±³ przegl±daæ siê w lustrze.
-Ja tak nie uwa¿am. – poprawi³ ko³nierzyk ró¿owej koszuli w kwiecisty wzór.
-Zachowuje siê jak ksiê¿niczka i robi z Ciebie ksiêcia, ale skoro Ci to nie przeszkadza… - Lennon wsadzi³ do ust dwa cukierki z pude³eczka le¿±cego na stole.
-Zazdro¶cisz mi czego¶, czy co? – spyta³ w koñcu zdenerwowany Paul wyrywaj±c przyjacielowi z rêki landrynki. Lennon prychn±³ z pogard±.
-Tak, tego, ¿e w ca³ym waszym rocznym zwi±zku bzykn±³e¶ j± mo¿e ze dwa razy. –zakpi³.
-Rozumiem, ty lubisz zabawiaæ siê co dwie minuty z inn±, ale zrozum, ¿e inni doro¶li i ju¿ ich nie krêc± takie przygody. – wybuch³ McCartney.
-Oho, my¶la³by kto, ¿e taki ustatkowany ten nasz Paulie…- John znów wy¶mia³ przyjaciela.
-A ¿eby¶ wiedzia³. I radzê Ci, usuñ siê st±d jak najszybciej, bo Jane bêdzie tu lada moment. – powiedzia³ Macka zapalaj±c ¶wieczki na elegancko nakrytym stole, który przygotowywa³ przez ostatnie dwie godziny.
-Bêdzie, nie bêdzie… -mrukn±³ Lennon. – Dwa miesi±ce temu by³o to samo. –przypomnia³. – Znowu co¶ j± zatrzyma i…
-Nic jej nie zatrzyma.
-Jaaaaaasneee… - John obróci³ siê wokó³ w³asnej osi, zachwia³ i wyl±dowa³ na kanapie, gdzie, zamkn±wszy oczy, postanowi³ delektowaæ siê s³odkim smakiem landrynek. Ledwie powieki Lennona zas³oni³y jego br±zowe jak czekolada oczy, w mieszkaniu rozleg³ siê d¼wiêk dzwonka telefonu. Ch³opiec otworzy³ jedno oko i spojrza³ na rozdygotanego przyjaciela pêdz±cego niczym konie w gonitwie by podnie¶æ s³uchawkê. U¶miechn±³ siê do siebie. -Znów bêdzie biadoli³… - westchn±³. Nie pomyli³ siê, piêæ minut pó¼niej do salonu przydrepta³o ¿a³osne sto nieszczê¶æ, potocznie zwane Paulem McCartneyem.
-Przed³u¿yli czas zdjêæ do jej nowego filmu. Bêdzie za tydzieñ. – Macka podszed³ do sto³u, zgasi³ ¶wiece, po czym usiad³ na kanapie, tu¿ obok rozwalonego wygodnie Johna i skry³ twarz w d³oniach. Lennon by³ jaki by³, mo¿e nie bardzo liczy³ siê z innymi, ale nienawidzi³, kiedy jego najlepszy przyjaciel siê za³amywa³. Postanowi³ rozlu¼niæ atmosferê jakim¶ suchym ¿artem.
-Taaak… - zacz±³. – No wiêc masz dwa wyj¶cia. – usiad³ obok Paula. - Zasadniczo mo¿esz sobie kogo¶ znale¼æ albo… zaci±gn±æ rêczny.
-Daj mi spokój. – warkn±³ McCartney oschle.
- Przypomnij mi tylko: Kiedy ostatni raz siê widzieli¶cie? – zapyta³ John.
-Nieca³e trzy tygodnie temu… - westchn±³ Paul.
-I… ty naprawdê… - spyta³ Lennon z niedowierzaniem. - … z ¿adn± inn±?
McCartney przytakn±³.
-W ogóle?! – tak rozpustnej osobie jak John nie mie¶ci³o siê to w g³owie. –To jest impotencja.
-Ja mogê, ale nie chcê… -odpar³ McCartney. - To znaczy chcê, ale nie mogê… Tu chodzi o zobowi±zania.
-Nie chcê byæ niekulturalny… - odezwa³ siê John. -… ale co ty pieprzysz?
-Od trzech tygodni nic. – z wisielcz± min± przypomnia³ Paul.
-Chodzi³o mi o… - zacz±³ Lennon. - No w³a¶nie! Cholera, nie to, ¿ebym jej nie lubi³… Chocia¿ to te¿… ale… Ty przecie¿ tego nie chcesz. – stwierdzi³.
-A sk±d ty nagle wiesz czego ja chcê? – wrzasn±³ McCartney bêd±c na granicy wytrzyma³o¶ci.
-Zawsze mówi³e¶, ¿e to kobieta powinna siê po¶wiêcaæ dla mê¿czyzny. Kto jest kobiet± w waszym zwi±zku?
Lennon mia³ racjê. Paul tak w³a¶nie wyobra¿a³ sobie dom. Nie chodzi³o mu o to, ¿e Jane nie powinna siê realizowaæ zawodowo… Ale czemu nie mog³aby realizowaæ siê bli¿ej niego?
- To co mam zrobiæ, zabroniæ jej pracowaæ? A je¶li wtedy ze mn± zerwie?
-Raz w ¿yciu my¶l jak facet. Albo ona bêdzie siedzia³a w domu albo do koñca ¿ycia bêdziesz siê kochaæ raz w miesi±cu, w ogóle bêdziecie siê widywaæ raz w miesi±cu.
-Nie przesadzaj. – odpar³ McCartney.
-Ja mówiê powa¿nie. – zapewni³ John.
-To co by¶ zrobi³? – spyta³ rozczulony Paul. John wzruszy³ ramionami.
-Zjad³bym landrynkê.
-Znów ¿artujesz?
-Paule, skarbie… Ja nie mówiê o takich landrynkach… -John z odraz± popatrzy³ na kolorowe cukierki le¿±ce na stoliku. – Podaj mi proszê moj± marynarkê. – zwróci³ siê do McCartneya. Paul spojrza³ na zamszow± kurtkê wisz±c± na oparciu krzes³a. Zacz±³ przeszukiwaæ jej kieszenie. Z jednej wyci±gn±³ cztery kolorowe znaczki. Przyjrza³ siê im uwa¿nie, ale po chwili od³o¿y³ je z powrotem.
-Uwa¿am, ¿e to Ci teraz najlepiej zrobi, mnie zreszt± te¿. – stwierdzi³ John.
-No nie wiem… - z rezerw± odniós³ siê do propozycji przyjaciela Paul. – Nie jestem przekonany…
-Wyluzuj. – uspokoi³ go Lennon. – Co siê mo¿e staæ?

***

-Fuck, fuck me too!
You know I’ll fuck you!
I’ll always fuck you!
So pleeeease…
-FUCK ME TOO!!!! – wrzasn±³ McCartney przewracaj±c siê na plecy i z trudem opanowuj±c szaleñczy ¶miech. Oczywi¶cie trochê siê ba³ LSD, ale wzmocniony dwoma piwami i marihuan± stwierdzi³, ¿e nie straszne mu ¿adne narkotyki i wzi±³.
-Paul, ¼le z Tob±… - stwierdzi³ Lennon. Nie spodziewa³ siê, ¿e narkotyki a¿ tak podzia³aj± na zwykle spokojnego przyjaciela. Jak to mówi± ,Cicha woda brzegi rwie’.
-Zamknij siê! Ja tu ¶piewam. – McCartney po raz kolejny parskn±³ ¶miechem. Jakim¶ cudem docz³apa³ do drewnianego pianina stoj±cego w rogu pokoju i zacz±³ przygrywaæ ¶piewaj±c najg³o¶niej jak umia³:
-Sie liebt dich, je, je, je,
Sie liebt dich, je, je, je,
Sie liebt dich, je, je, je, jeeee!!!
Lennon wczu³ siê w niemiecki klimat i w pewnym momencie po prostu zrzuci³ Paula zza pianina, po czym zacz±³ przygrywaæ nieco inna melodiê, oczywi¶cie nie przestaj±c ¶piewaæ:
-Deutschland, Deutschland, uber alles…
Natychmiast przerwa³ mu McCartney, któremu najwidoczniej hamulce pu¶ci³y ju¿ zupe³nie tego wieczora.
-Szwaby! – zakrzykn±³ i rzuci³ siê na Lennona. Ten nie pozosta³ mu d³u¿ny.
-Jak ja jestem szwabem, to Ty jeste¶ ¿ydem! Jude raus! Jude raus! – dar³ siê tarzaj±c siê z przyjacielem po pod³odze.
-Ty… Ty…. – Paul spojrza³ na niego z w¶ciek³o¶ci±. – Hitlerjugend!
-Jak co¶ to Beatlejugend ty psie ¿ydowski!
-Arischen Schwein! – rykn±³ Paul wal±c Lennona piê¶ci± w brzuch.
-Schmutzig hund! – po tej odpowiedzi John wymierzy³ Macce tak solidny policzek, ¿e przez chwilê twarz ch³opca by³a z jednej strony wklês³a. W Paulu obudzi³o to nieu¿ywane dotychczas pok³ady agresji. Chwyci³ poduszkê i niewiele my¶l±c zacz±³ ni± biæ Lennona z ca³ych si³.
-Jak… ty… ¶miesz… biæ… rasê… panów?! – s³owa Johnny’ego przerywa³y kolejne uderzenia. W koñcu McCartney oderwa³ siê od Lennona i popêdzi³ do kuchni. John uda³ siê do ³azienki w nadziei, ¿e znajdzie tam jakie¶ kosmetyki Jane. Paul przerzuca³ kolejno wszystkie szafki, w koñcu znalaz³ to, czego szuka³. Du¿y metalowy garnek idealnie nadawa³ siê jako he³m na front. To w koñcu wojna. Na wszelki wypadek butelkê oleju wzi±³ do rêki , a za pasek spodni i do kieszeni nawrzuca³ tyle sztuæców, ile siê tylko da³o. Niepewnie wyszed³ do salonu. Ataku ¶miechu dosta³ na widok Johna. W³osy by³y niemal idealnie u³o¿one, elegancki przedzia³ek zosta³ utrwalony zapewne za pomoc± lakieru do w³osów, b±d¼ ¿elu, nad górn± warg± Lennona kredk± do oczu narysowany zosta³ czarny w±sik.
-Przestañ siê ze mnie ¶miaæ! Nie jestem ¶mieszny! – wrzasn±³ z szorstkim, niemieckim akcentem John.
-Jeste¶ raczej ¿a³osny. – Paul w³a¶ciwie p³aka³ ze ¶miechu.
-Mów mi Adolf. – z dum± poinformowa³ Lennon.
-Mogê Ci mówiæ Adi. – Macka ledwo wymówi³ te s³owa.
-Osz Ty… - John odkorkowa³ szampon i od¿ywkê, które mia³ w rêkach i strzeli³ nimi wprost w Paula, który zaraz po tym wyla³ na g³adk± pod³ogê litr oleju i zacz±³ uciekaæ najszybciej jak tylko móg³. Nagle do jego uszu dotar³ d¼wiêk dzwonka telefonicznego, niewiele my¶l±c podniós³ s³uchawkê. Tymczasem John, nie patrz±cy pod nogi, wy³o¿y³ siê jak d³ugi na ¶liskiej od oleju pod³odze. Nie by³ z tego powodu specjalnie zadowolony.
-Hurre! Vixer! Fick den Boden du Hurrensohn! Troddel!
-Halooooo?! – McCartney podniós³ s³uchawkê telefonu i przywita³ siê usi³uj±c przekrzyczeæ Lennona wywnêtrzaj±cego siê w³a¶nie za pomoc± wszystkich znanych mu niemieckich przekleñstw.
-Paulie, s³yszê, ¿e zajêty jeste¶… - stwierdzi³ George.
-Nutte! Dicke ! Fick dich du alte Schwächling! Sonne! Wasser! Ains! Zwei! Drei! – dar³ siê Lennon.
-Nie, nie specjalnie, mo¿esz wpa¶æ! – wrzasn±³ Paul.
-Przecie¿ to jest te¿ moje mieszkanie! – kilkana¶cie osób w studiu, w którym aktualnie by³ George obejrza³o siê s³ysz±c jego wrzaski.
-To po cholerê tu dzwonisz? Ty szwabska kurwo! – George us³ysza³ krzyk przyjaciela.
-Hej, odwal siê ode mnie! Pieprzony ¿yd! – Harrison us³ysza³ po drugiej stronie inny znajomy g³os.
-To nie by³o do Ciebie! – powiedzia³ Paul do s³uchawki. W tym momencie da³o siê s³yszeæ odg³os t³uczonego szk³a.
-Uwa¿aj, Jezu, to by³ nowy stolik! – jêkn±³ Macka.
-MÓJ STOLIK?! – rykn±³ Harrison.
-Skarbie, w mi³o¶ci i na wojnie nie ma kompromisów. – po tych s³owach McCartney od³o¿y³ s³uchawkê. dnia Pon 14:31, 15 Sie 2011, w ca³o¶ci zmieniany 1 raz


Biedny George i jego stolik A niemieckiego i tak nie znam, wiêc nie kojarzê 1/4 s³ów z tego opowiadania. Mogê siê tylko domy¶laæ o co chodzi, ale i tak jest super ;)
Stara³am siê urozmaicaæ

np. Fick den Boden du Hurrensohn! - Pieprz pod³ogê ty skurwysynu!

Ogólnie John Paula wyzywa (w za³o¿eniu) od dziwek, peda³ów, a na koñcu to po prostu rzuca takie wyrazy jakie mu do g³owy przyjd±, st±d: Sonne! Wasser! Eins! Zwei! Drei! - S³oñce! Woda! Raz! Dwa! Trzy!

Fick den Boden du Hurrensohn! - Pieprz pod³ogê ty skurwysynu!
To bardzo edukacyjne opowiadanie. Powiedz jeszcze jak to siê wymawia, to zrobiê z tego jaki¶ u¿ytek


Chyba tak jak siê pisze.
Mega fonetycznie by by³o: Fik den boden du hurenson.
Chyba
Wszystko piêknie tylko stolika szkoda. Taki nieod¿a³owany...
Oj tam, oj tam. ;)
Biedny George . Poza tym fajnie przerobi³a¶ Love Me Do .
Ten stolik by³ z edycji kolekcjonerskiej...
Nie ma wiêcej takich! dnia Wto 21:56, 20 Gru 2011, w ca³o¶ci zmieniany 1 raz
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • jaciekrece.xlx.pl