Zofia Dzieniszewska - zapiski
Szczerze mówi±c, nie jestem zadowolona z koñcowego efektu. Jak pracujê nad dwoma opowiadaniami naraz, to muszê szybko skoñczyæ jedno, ¿eby zaj±æ siê tym wa¿niejszym. Tak by³o i w tym przypadku. Sam pomys³ na opowiadanie przyszed³ mi ju¿ jaki¶ czas temu, tu¿ przed ¶wiêtami. Niestety nie by³am wtedy w stanie go zrealizowaæ z powodu dosyæ z³o¿onego problemu. Tak swoj± drog±, to wielkie dziêki, ¿e jeste¶cie tu wszystkie. Gdyby nie forum pewnie nie d¼wignê³abym siê na nogi. Kocham Was
Bia³e drzwi otworzy³y siê szeroko, z hukiem wal±c przy tym o ¶cianê, co odbi³o siê echem po obszernym salonie. Drzemi±cy w³a¶nie na kanapie ciemnow³osy ch³opiec zerwa³ siê gwa³townie przera¿ony ha³asem, po czym odwróci³ g³owê w kierunku, z którego doszed³ go niepokoj±cy d¼wiêk. Pocz±tkowo zdziwienie Paula McCartneya by³o dosyæ du¿e, bo do pokoju zajrza³ najpierw czubek choinki, jednak dosyæ szybko wszystko sta³o siê jasne.
-Ho, ho, ho… - McCartney natychmiast rozpozna³ g³os swojego na wpó³ ¶lepego przyjaciela.- Ho, ho, ho… - na¶ladowa³ Miko³aja Lennon. – Ho, ho, ho… Cholera jasna, jakie to jest kurewsko ciê¿kie! – wrzasn±³ uginaj±c siê pod ciê¿arem choinki. Sapn±³ z ulg±, kiedy w koñcu uda³o mu siê pokonaæ próg salonu, choæ po³owa drzewka tkwi³a jeszcze za drzwiami i nic nie wskazywa³o na to, by mia³a siê przez nie przecisn±æ z ³atwo¶ci±. John otar³ mokre od potu czo³o rêk± odzian± w grub± granatow± rêkawiczkê z jednym palcem i spojrza³ na Paula z wyrzutem.
-Bêdziesz tak staæ, czy mi pomo¿esz? – wysapa³ z trudem ³api±c oddech. Ku jego wielkiemu rozczarowaniu McCartney skrzy¿owa³ rêce na piersi i stoj±c twardo na ziemi odpar³ zupe³nie niewzruszony cierpieniem przyjaciela:
-Bêdê tak sta³.
-Jeste¶ wesz, a nie przyjaciel! - oburzy³ siê Lennon.
-Ej, Johnny zaklinowa³e¶ siê? – us³yszeli g³os George’a. John nie pokuszaj±c siê o odpowied¼ wystêka³ tylko jakie¶ przekleñstwo i zabra³ siê za wci±ganie drzewka do pokoju. Nie mo¿na powiedzieæ, ¿e sz³o mu wybitnie dobrze, bo, choæ napina³ siê i prê¿y³ do granic mo¿liwo¶ci, nie da³o siê nie zauwa¿yæ, ¿e jego twarz z ka¿d± chwil± nabiera³a coraz g³êbszego odcienia czerwieni.
-George, trzymasz tê choinkê? – spyta³ dla pewno¶ci.
-Tak, tak… - odpowiedzia³ mu st³umiony nieco g³os przyjaciela. Najwiêkszym wysi³kiem dokonanym dotychczas przez Johna by³o wstanie z krzes³a po czterech butelkach wina, które pewnego dnia wypi³ jednej z francuskich restauracji i w porównaniu z tym co robi³ teraz, by³a to zwyczajna b³ahostka.
-Ci±gnij, ci±gnij… mmmm… ju¿ prawie… - dopingowa³ go Harrison. Lennon spojrza³ prosto w oczy McCartneya.
-Nie s³ysza³e¶ tego. – wyrzêzi³ wci±¿ zajêty zabójczym targaniem choinki.
-Ja to nie ty Johnny, skarbie...- zacz±³, widz±c jednak usatysfakcjonowan± minê Johna doda³ szybko: - …¿eby tak wszystkim ci±gn±æ na prawo i lewo. – po tych s³owach usadowi³ siê wygodnie w fotelu i obserwowa³ zamieszanie powsta³e przy choince, a by³o na co patrzeæ. Lennon, mimo najszczerszych chêci, owszem, stopniowo, kawa³ek po kawa³ku wci±ga³ choinkê do salonu, jednak wykonanie tego zadania odbi³o siê niekorzystnie na jego zdrowiu. Pad³ nieprzytomny na ziemiê, kiedy drzewko ca³e znalaz³o siê w pokoju.
-Czyli…mmpfff… ¿e co Ci…mm… powiedzia³a? – George, trzymaj±cy w rêku paczkê czekoladowych cukierków, którymi co rusz napycha³ swoj± wychudzon± twarz przekroczy³ próg pokoju. Jak widaæ, nie mia³ najmniejszego zamiaru pomagaæ Lennonowi, co t³umaczy³ sobie trosk± o przyjaciela, w koñcu John zawsze narzeka³ na swoj± nadwagê. Zaraz za Harrisonem w³adowa³ siê Brian, lekkim skinieniem g³owy witaj±c siê z McCartneyem, a nastêpnie wracaj±c do swojego rozmówcy.
-To jest córka sponsora, zapomnij. – ostrzeg³ go.
-No to ja jej zasponsorujê noc jej ¿ycia. – z uwodzicielsk± min± zapewni³ Harrison.
-Tego siê w³a¶nie obawiam. – wyja¶ni³ Epstein. W tym momencie do pokoju w³adowa³o siê sze¶æ du¿ych pude³ z dekoracjami na nó¿kach, które okaza³y siê nale¿eæ do Ringo.
-O co chodzi z t± choink±? – spyta³ Paul sprawdzaj±c jednocze¶nie puls Lennona, który z ka¿d± kolejn± sekund± stawa³ siê coraz mniej wyczuwalny.
-Jutro z samego rana przyjedzie do was telewizja… - zacz±³ wyja¶nienia menad¿er.
-No co ty?! – z udawanym zdziwieniem zawo³a³ Ringo. – Telewizja?! Do nas?!
Epstein nie zwróci³ jednak najmniejszej uwagi na te wyg³upy i kontynuowa³, k±tem oka jednak co chwilê zerkaj±c, czy aby Lennonowi nie dzieje siê ¿adna krzywda:
-Musi tu byæ trochê bardziej klimatycznie. Maj± nakrêciæ z wami program ¶wi±teczny: ,,Gwiazdka z gwiazdami” czy co¶ takiego...
John prychn±³ pogardliwie s³ysz±c nazwê programu.
-,,Sranie ze sraczem”… - burkn±³, jednak Paul natychmiast zatka³ mu usta, czym ograniczy³ mu, co prawda, dostêp powietrza, ale za to sprawi³, ¿e bicie serca ch³opca sta³o siê trzy razy szybsze.
-Przestañ – skarci³ Johna Brian. – To nic takiego, poopowiadacie o swoich wspomnieniach gwiazdkowych, rodzinnych tradycjach…
-Pamiêtam jak tatu¶ co roku sadza³ mnie na kolankach i wsadza³ mi r±czki w spodenki za cukierki. - bez zaj±kniêcia wyrecytowa³ Lennon.
-Je¶li tak powiesz, to bêdziesz mia³ areszt domowy. – zagrozi³ mu Epstein.
-Nie dostaniesz tygodniowej racji panienek. – Ringo zacz±³ kre¶liæ przed Lennonem smutn± wizjê samotno¶ci.
-I bêdziesz zmuszony wsadzaæ r±czki w swoje spodenki. – dopowiedzia³ George. W ostatniej chwili John ugryz³ siê w jêzyk. Dla ³atwych panienek by³ gotowy na wszystko.
-No to bierzemy siê za dekoracjê. – zarz±dzi³ Paul zagl±daj±c kolejno do pude³ przyniesionych przez Ringo.
-Jak to mówi±: ,,Praca uszlachetnia.” – mówi±c to Epstein poklepa³ Johna po ramieniu.
-Chyba: ,,czyni wolnym”. – z u¶miechem na ustach dogryz³ mu Lennon. Nie zamierza³ prêdko wybaczaæ menad¿erowi, który niew±tpliwie przyczyni³ siê do uszczerbku na jego, i tak ju¿ w±t³ym, zdrowiu.
-To nie by³o ¶mieszne w Hamburgu, teraz te¿ nie jest. – z grobow± min± odpar³ menad¿er.
-To nie by³o ¶mieszne w Auschwitz, Dachau, Buchenwaldzie… - zacz±³ wyliczaæ John próbuj±c przedrze¼niaæ Briana, czym wywo³a³ jedynie lekk± konsternacjê na twarzy Paula.
-NIE LUBIÊ WREDNYCH ¯YDÓW! – wrzasn±³ Epsteinowi w twarz, po czym rzuci³ siê na pud³a próbuj±c roz³adowaæ w¶ciek³o¶æ w kreatywny i u¿yteczny sposób.
***
Ubranie ca³ej pó³torametrowej choinki zajê³o im nieca³e pó³ godziny, choæ trójka przyjació³, to jest John, Ringo i George nie mogli liczyæ na pomoc Paula, który wpad³ w ¶wi±teczny amok. Biega³ chaotycznie po ca³ym domu rozrzucaj±c na wszystkie meble serwetki ¶wi±tecznie i ró¿norakie dekoracje, wieszaj±c jemio³ê pod ka¿dymi drzwiami i obsypuj±c wszystkich sztucznym ¶niegiem.
Po ogromnym wysi³ku wszyscy padli na kanapê.
-Jeszcze skarpetki. – mrukn±³ Ringo wskazuj±c g³ow± na kominek, który, w przeciwieñstwie do reszty domu ton±cego w ¶wi±tecznych dekoracjach, wygl±da³ na wrêcz nagi.
-Je¶li chcecie udusiæ Miko³aja… - odpar³, wychyliwszy wpierw ³yk ajerkoniaku z kieliszka, Brian, który nadzorowa³ przemienianie domu w Wioskê ¦wiêtego Miko³aja.
-Udusiæ nie… - zapewni³ go Lennon. - Co najwy¿ej ZAGAZOWAÆ…
NIE LUBIÊ WREDNYCH ¯YDÓW! – wrzasn±³ Epsteinowi w twarz(...) Ha, to by³o bardzo Johnowe. I jednocze¶nie ten brak reakcji ze strony Briana równie¿ bardzo typowy (ta s³abo¶æ do Lennona).
Bêdzie to mia³o kontynuacjê? Bo, szczerze mówi±c, wygl±da na niedokoñczone - spodziewa³abym siê jakiej¶ mocnej akcji ze strony Johna.
Mo¿e, ja, co prawda te¿ je chwilowo traktujê jako taki szkic opowiadania, ale ze wzglêdu na chêæ napisania czego¶ innego po prostu chcia³am to wrzuciæ na forum jak najszybciej. Mo¿e to dokoñczê, mo¿e jako¶ przerobiê, sama jeszcze nie wiem. Na chwilê obecn± raczej nie planujê kontynuacji.
-To jest córka sponsora, zapomnij. – ostrzeg³ go.
-No to ja jej zasponsorujê noc jej ¿ycia. – z uwodzicielsk± min± zapewni³ Harrison.
-Jutro z samego rana przyjedzie do was telewizja… - zacz±³ wyja¶nienia menad¿er.
-No co ty?! – z udawanym zdziwieniem zawo³a³ Ringo. – Telewizja?! Do nas?!
-Pamiêtam jak tatu¶ co roku sadza³ mnie na kolankach i wsadza³ mi r±czki w spodenki za cukierki. - bez zaj±kniêcia wyrecytowa³ Lennon.
-Nie dostaniesz tygodniowej racji panienek. – Ringo zacz±³ kre¶liæ przed Lennonem smutn± wizjê samotno¶ci.
-I bêdziesz zmuszony wsadzaæ r±czki w swoje spodenki. – dopowiedzia³ George.
Hahah, moje ulubione fragmenty.
-To jest córka sponsora, zapomnij. – ostrzeg³ go.
-No to ja jej zasponsorujê noc jej ¿ycia. – z uwodzicielsk± min± zapewni³ Harrison.
-Jutro z samego rana przyjedzie do was telewizja… - zacz±³ wyja¶nienia menad¿er.
-No co ty?! – z udawanym zdziwieniem zawo³a³ Ringo. – Telewizja?! Do nas?!
-Pamiêtam jak tatu¶ co roku sadza³ mnie na kolankach i wsadza³ mi r±czki w spodenki za cukierki. - bez zaj±kniêcia wyrecytowa³ Lennon.
-Nie dostaniesz tygodniowej racji panienek. – Ringo zacz±³ kre¶liæ przed Lennonem smutn± wizjê samotno¶ci.
-I bêdziesz zmuszony wsadzaæ r±czki w swoje spodenki. – dopowiedzia³ George.
Podpisujê siê pod list± ulubionych fragmentów
I my te¿ Ciê kochamy
[/i
dnia Wto 17:44, 07 Lut 2012, w ca³o¶ci zmieniany 1 raz
Po pierwsze: Dziêêêêêkuuujêêêêê
Po drugie: Mo¿e je rozwinê, ewentualnie drog± edycji podrasujê, bo z koñcowego efektu zadowolona nie jestem, przyznam. Ale narazie jestem zajêta pisaniem nieco d³u¿szego opowiadania... Nie no, nie bêdê ¶ciemniaæ, od dwóch dni piszê po 5 godzin pod rz±d
Mam zajebist± wenê po prostu! Niestety opowiadanie raczej zabawne nie bêdzie, no, mo¿e fragmentami, ale raczej licze na ³zy, szczególnie kiedy bêdzie taka scena... Albo nie, nie bêdê zdradzaæ.
dnia Wto 18:02, 07 Lut 2012, w ca³o¶ci zmieniany 1 raz
Zdradzi³a¶ wystarczaj±co du¿o abym nie mog³a siê doczekaæ tego opowiadania:D Przecie¿ nie wszystko zawsze musi byæ ¶mieszne, nie?
Otó¿ to.
Ja, np., nie umiem pisaæ ¶miesznych rzeczy.
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.pljaciekrece.xlx.pl