With a little help from my friends 

Zofia Dzieniszewska - zapiski

Opowiadanie dokoñczone stosunkowo niedawno, jednak 3/4 tego badziewia zaczê³am ju¿ dawno. Mia³o byæ jako prezent z okazji... zreszt± zobaczycie.

Nie by³am w stanie umie¶ciæ tu wszystkich. Ale spoko, to raczej nie jest ostatnie opowiadanie tego typu.

-O Bo¿e... Nie dam rady... To jest jaki¶ totalny ob³êd... – George Harrison ³azi³ w tê i z powrotem po pokoju obracaj±c w rêku kostkê od gitary, jak gdyby mia³o mu to pomóc w uspokojeniu siê.
-Wyluzuj. Nie zachowuj siê jak baba. – pouczy³ go Ringo odpalaj±c papierosa, którego jednak nie zd±¿y³ nawet przybli¿yæ do ust, bo Harrison momentalnie wyszarpa³ peta z d³oni przyjaciela.
-W³a¶nie. Nie zachowuj siê jak Paul. – na swój cyniczny sposób popar³ przyjaciela John. Harrison pos³a³ mu mordercze spojrzenie. Przypomina³ teraz lokomotywê chodz±c jak nakrêcony po ca³ym pomieszczeniu i dymi±c obficie na wszystko dooko³a.
– I nie lataj, jakby ci kto¶ dupê terpentyn± nasmarowa³, bo siê tu w koñcu zaczadzimy. – doda³ John, odganiaj±c szare chmury, które bardzo mu w tym momencie utrudnia³y nie tylko zdolno¶æ oddychania, ale i widoczno¶æ.
-A w³a¶nie, gdzie Paul? – spyta³ Harrison. – On mia³ najwa¿niejsze zadanie. Mia³ przynie¶æ… – ch³opiec z sekundy na sekundê robi³ siê coraz bledszy. –Jak nie przyjdzie… - tu George zacz±³ siê trz±¶æ rozsypuj±c tym samym popió³ z papierosa na dywan. - Bo¿e, ja go zabijê…
-A ja chyba trzasnê ciebie… - warkn±³ wyprowadzony ju¿ z równowagi Lennon. – Uspokój siê! –wrzasn±³ staj±c na wprost rozdygotanego przyjaciela. – Wszystko bêdzie dobrze. Przecie¿ to twój ¶lub, a nie pogrzeb.

***

-O Bo¿e... Nie dam rady... To jest jaki¶ totalny ob³êd... – Eveline na zmianê to siada³a, to wstawa³a, to chodzi³a po ca³ym domu pilnuj±c najdrobniejszych szczegó³ów w przygotowaniu wesela. Wpad³a do pokoju, w którym przygotowywa³a siê razem z druhnami. Arla, stoj±ca przed lustrem, upina³a w³osy w co¶ na kszta³t koka Brigitte Bardot, Yvonne co chwilê odbiera³a telefony rzucaj±c tylko: ,,Nie.”, ,,Tak.”, albo ,,Co do cholery ma znaczyæ, ¿e nie dostarczycie tortu?”, Agnes czyta³a jakie¶ romansid³o co kilka minut spogl±daj±c na zegarek.
-Nie, ja tego nie prze¿yjê. – stwierdzi³a Eveline.
-Prze¿yjesz. – zapewni³a j± Yvonne. Telefon znów zadzwoni³. –Halo? Tak, Harrison! Mam wam to przeliterowaæ?! – od³o¿y³a s³uchawkê. –W cukierni pracuj± jacy¶ niedorozwiniêci ludzie. –stwierdzi³a.

***

-Kwiatek mi wiêdnie od tych oparów… - jêkn±³ Ringo. W istocie, niewielka ró¿yczka wystaj±ca z kieszonki jego garnituru zwisa³a smêtnie d³awi±c siê mg³awic±, która stopniowo robi³a siê coraz gêstsza. Harrison pali³ ju¿ w tym momencie cztery papierosy naraz, trzymaj±c po dwa w ka¿dej rêce.
-Nie, to jest koniec… - mamrota³ jak opêtany. –Kompletny koniec…
-Ale sam tego chcia³e¶. – stwierdzi³ Lennon. – O¶wiadczy³e¶ jej siê, powiniene¶ wiedzieæ, ¿e ¶lub jest zwykle nastêpstwem tego czynu.
-Nie mówiê o tym, ty kretynie! – u George’a strach miesza³ siê z w¶ciek³o¶ci±. – Je¿eli Paul nie przyniesie mi tych cholernych obr±czek, to go powieszê na s³upie wysokiego napiêcia! Ja go wybra³em na ¶wiadka, bo jest odpowiedzialny, ale widzê, ¿e bêdê to musia³ dok³adnie przemy¶leæ…
-NIE DENERWUJ SIÊ! – rykn±³ John licz±c, ¿e z³agodzi tym stan przyjaciela.
-NIE DENERWUJÊ SIÊ! – jeszcze g³o¶niej wrzasn±³ do niego George, choæ by³o to raczej ma³o wiarygodne stwierdzenie, bo ch³opiec trz±s³ siê jak galareta.
-Oczywi¶cie, ¿e siê nie denerwujesz. – szydzi³ z niego John. – Ty siê nie denerwujesz, a ja nie jestem zboczony.
W tym momencie zwykle opanowany do granic mo¿liwo¶ci George nie wytrzyma³. Chwyci³ Lennona za marynarkê i rykn±³:
-Pos³uchaj mnie. Mo¿e dla mnie ca³y ten pomys³ ze ¶lubem, weselem i orkiestr± wujka Zdzis³awa te¿ jest bezsensowny, ale Eveline na tym zale¿y. Nie robimy tego codziennie, co tydzieñ czy co rok. ¦lub jest jeden. I je¿eli teraz co¶ spieprzymy, to mnie siê za to oberwie, a nie mam ochoty na k³ótnie i spory z ¿on± w noc po¶lubn±, bo wtedy siê z regu³y robi inne rzeczy.
Po tym wyznaniu Harrison pu¶ci³ Lennona, który natychmiast wypad³ z pokoju.

***

-Dobrze, mam spinkê po mojej babci, to stare, sukienka jest nowa, Arlu¶ po¿yczy³a mi kolczyki… - Eveline odwróci³a siê szukaj±c czego¶ wzrokiem. – Tu gdzie¶ by³a…
-Hmm… o to chodzi? – Aggy unios³a do góry ma³e pude³eczko.
-Dok³adnie. – Eveline chwyci³a je i wyjê³a ¶liczn± niebiesk± koronkow± podwi±zkê ozdobion± kilkoma pere³kami. Podci±gnê³a dó³ sukienki i zaczê³a zak³adaæ ozdobê. W tym momencie drzwi siê otworzy³y i stan±³ w nich Lennon. Patrz±c na nogê dziewczyny, któr± przykrywa³a tylko delikatna siateczka bia³ej poñczochy z jego twarzy momentalnie znik³ grymas po rozmowie z Georgem.
-John! – natychmiast zbeszta³a go Yvonne. Ch³opiec zas³oni³ oczy rêk±.
-Nic nie widzê. – przysi±g³. Eveline momentalnie opu¶ci³a sukienkê.
-Mo¿esz ju¿ patrzeæ. – powiedzia³a. Lennon u¶miechn±³ siê s³odko. Usiad³ na fotelu naprzeciwko Arli zajêtej w³a¶nie malowaniem paznokci.
-Nie wytrzymam z nimi. – oznajmi³.
-Co siê znów sta³o? – spyta³a Yvonne.
-George zwariowa³.
-To go uspokójcie. – odpar³a Eveline.
-Próbowali¶my… No chyba, ¿eby mu daæ… - John zacz±³ grzebaæ po kieszeni w poszukiwaniu jakich¶ narkotyków.
-Wola³abym, ¿eby mój m±¿ by³ w pe³ni ¶wiadomy chocia¿ w ten jeden dzieñ. – przerwa³a mu Eveline domy¶laj±c siê jego zamiarów.
-John, jak ty wygl±dasz? – zapyta³a przera¿ona Arla.
-O co ci chodzi? – Lennon nie widzia³ w swoim stroju niczego niepokoj±cego.
-Nie ma kwiatka! – zawo³a³a dziewczyna.
-Bo¿e, masz racjê! – Yvonne sama dziwi³a siê swojej nieuwadze. -Czekaj… - chwyci³a no¿yczki, otworzy³a okno i uciê³a jedn± z rosn±cych pod nim ró¿yczek po czym wsadzi³a j± w kieszonkê na piersi Johna.
-Co by to by³a za tragedia, gdybym siê pojawi³ bez kwiatka. – skwitowa³ to ch³opiec.
-A je¶li chodzi o pojawi³ siê… To kiedy przyjdzie Paul? – spyta³ Lennon.
-Jeszcze go nie ma? –zdziwi³a siê Arla. – Pewnie go co¶ zatrzyma³o... no wiesz, jedzenie albo inna równie wa¿na czynno¶æ.
Pokój wype³ni³ ¶miech. Yvonne poca³owa³a czule Johna.
-Mam dla was zadanie, ch³opcy. – powiedzia³a tajemniczo.

***

Ringo sta³ przy otwartym oknie i próbowa³ wpu¶ciæ do pokoju trochê ¶wie¿ego powietrza. Nie sz³o mu zbyt dobrze, bo Harrison w dalszym ci±gu dymi³ jak komin ¶rednich rozmiarów fabryki.
-I co ci to da, ¿e udusisz siebie i mnie? – spyta³ wyrywaj±c mu papierosa i wyrzucaj±c go przez okno.
-Nie bêdê siê musia³ t³umaczyæ dlaczego nie mamy obr±czek. – odpar³ George. Nagle kto¶ zapuka³ do drzwi.
-Paul? – spyta³ z nadziej± Harrison.
-Nie. – zza drzwi wyjrza³a u¶miechniêta twarz Arli. Podesz³a do George’a.
-S³ysza³am, ¿e przed ¶lubem… nieco…
-¦wiruje, jest walniêty, kuku na muniu, klepki mu siê poprzestawia³y... – zacz±³ wyliczaæ Ringo.
-Jeszcze jedno s³owo, a bêd± ciê zdrapywaæ ze ¶ciany. – warkn±³ w jego kierunku Harrison.
-Nie denerwuj siê. – Arla po³o¿y³a rêkê na jego ramieniu.
-£atwo ci mówiæ… - powiedzia³ George, któremu zbiera³o siê ju¿ na p³acz. W tym momencie drzwi siê otwar³y i do pokoju wszed³ u¶miechniêty od ucha do ucha Paul.
-ZABIJÊ CIÊ! – Harrison rzuci³by siê na niego, gdyby w ostatniej chwili nie zosta³ powstrzymany przez Arlettê i Ringo.
-To przez ten stres przed¶lubny? – spyta³ McCartney, któremu u¶miech nie schodzi³ z twarzy. George uspokojony nieco spyta³:
-Masz obr±czki?
-Czy mam obr±czki? – odpar³ Paul takim tonem, jakby by³ co najmniej obra¿ony zadaniem mu takiego pytania. –Czy ja mam obr±czki? – zapyta³ znowu wk³adaj±c rêce do kieszeni. Nagle u¶miechn±³ siê tak szeroko, ¿e Ringo zacz±³ siê zastanawiaæ czy nie bola³a go od tego szczêka. Harrison zwin±³ praw± d³oñ w piê¶æ.
-Ja MAM obr±czki! – zapewni³ McCartney. –Tylko, ¿e w domu.
Ringo i Arla z ledwo¶ci± przytrzymali rozjuszonego pana m³odego.
-Ale nie martw siê, zaraz je przyniosê. – po tych s³owach Paul wypru³ z pokoju niczym rakieta.
-Ja siê muszê napiæ. – stwierdzi³ George.
-Napijesz siê na weselu. – powiedzia³ Starr.
-W³a¶nie. – doda³a Arla. – A je¶li chodzi o wesele, to przyda siê wasza pomoc.
-Cokolwiek, byleby go tylko czym¶ zaj±æ. – Ringo wskaza³ na Harrisona, któremu ci¶nienie skaka³o coraz bardziej z ka¿d± sekund±.

***

-No dalej, otwieraj siê… -Paul szamota³ siê z drzwiami, które akurat tego dnia zdecydowa³y siê zaci±æ. Kopn±³ je kilkukrotnie, ale poniewa¿ to nie da³o zupe³nie nic, postanowi³ spróbowaæ jeszcze raz u¿yæ kluczy. Wbieg³ do mieszkania zziajany, z czerwonymi wypiekami na twarzy. Kilka kropli potu sp³ywa³o mu po twarzy, ledwo widzia³ cokolwiek, ale jakim¶ cudem doczo³ga³ siê do salonu, gdzie na stoliczku, ku swej wielkiej rozpaczy, znalaz³ jedynie otwarte pude³ko bez obr±czek w ¶rodku.
-Nie, nie, nie… To niemo¿liwe… - taki zwrot akcji momentalnie poderwa³ McCartneya na nogi. –To siê nie mog³o staæ… - ch³opiec czu³, ¿e za chwilê oszaleje. – USPOKÓJ SIÊ! – wrzasn±³ w koñcu do siebie. - Nikogo tu dzisiaj nie by³o. – powiedzia³. – No, mo¿e poza mn± i… - nagle go ol¶ni³o. - TYLKO NIE TO!!!!! – wykrzykn±³ zrozpaczony.

***

-Szybciej John!
-Szybciej nie mogê!
-Nie znasz siê na tym!
-Akurat to robi³em setki razy… Tyle, ¿e nie w takiej pozycji.
-W przód i w ty³, co w tym trudnego?
-To mo¿e sam spróbuj pi³owaæ wisz±c do góry nogami. – zawo³a³ Lennon w kierunku Harrisona instruuj±cego go ju¿ od trzydziestu minut. Zadaniem, które mieli wykonaæ by³o posk³adanie dachu altanki, który niespodziewanie, na godzinê przed ceremoni± zacz±³ siê sypaæ. Trzeba wiêc by³o odci±æ fragmenty wystaj±cych desek i pozbijaæ wszystko tak, ¿eby wygl±da³o na porz±dnie wykonan± robotê. John zdj±wszy uprzednio marynarkê wdrapa³ siê wiêc na altankê, a Ringo i George pilnowali efektów jego pracy. Po pó³godzinnej harówie John zwróci³ siê do przyjació³:
-Dobra, wygl±da w porz±dku, prawda? – spyta³ zrzucaj±c na ziemiê kawa³ek drewna, który w³a¶nie odci±³.
-Nawet nie¼le, mo¿esz z³aziæ. – odpar³ Ringo. Lennon zacz±³ wiêc powoli schodziæ z chybotliwej konstrukcji. Niestety zahaczy³ nogawk± o wystaj±cy gwó¼d¼ i run±³ w dó³ z przera¿aj±cym wrzaskiem.
-Nie mogê ruszyæ rêk±! – rozdar³ siê natychmiast.
-A nogami mo¿esz? – spyta³ George.
-Chyba tak.
-To do szpitala dojdziesz bez problemu. – przydzia³ lito¶ci Harrisona na ten dzieñ najwyra¼niej siê skoñczy³.
-Hej, zobaczcie kto siê znów pojawi³! – Starr wskaza³ id±cego w ich stronê Paula. Nie by³ sam. Obok niego dumnym krokiem sz³a…
-Martha?! Paulie, mam takie dziwne wra¿enie, ¿e chyba jeste¶ nie ca³kiem w temacie. – stwierdzi³ Lennon.
-Ale¿ jestem. – zapewni³ McCartney. –I mam twoje obr±czki. – doda³. Harrison przeniós³ spojrzenie z Marthy na jej w³a¶ciciela.
-Powiedz, ¿e to nie to o czym my¶lê.
-Niestety… -zacz±³ Paul. –Martha… spo¿y³a wiadome przedmioty…
D³onie George’a momentalnie zacisnê³y siê na jego gardle.
-Martha, bierz go! – wy³ próbuj±c z³apaæ oddech. W³ochate psisko tylko ziewnê³o pokazuj±c swoje uzêbienie. Ringo rzuci³ siê na Harrisona odci±gaj±c go od McCartneya, na co Lennon rzuci³ siê na Starra powstrzymuj±c jego interwencjê. W koñcu wszyscy dali za wygran±. Paul zrobi³ wyj±tkowo gro¼n± minê.
-Jeden fa³szywy ruch, a ona… -ostrzeg³ spogl±daj±c na Marthê, która w tym momencie tr±ca³a mokrym nosem rêkê Ringo, próbuj±c w ten sposób zmusiæ ch³opca do pog³askania jej. - …niewa¿ne. – dokoñczy³ zrezygnowany. – Czemu nic mi nie wychodzi? –zacz±³ biadoliæ.
-Tobie? A co ja mam powiedzieæ? – przy³±czy³ siê George.
-Ty siê ¿enisz. Ja nawet nie mam dziewczyny! – dorzuci³ Ringo.
-A ja was muszê s³uchaæ. – p³aczliwy ton Johna zakoñczy³ ich grupowe u¿alanie siê nad sob±.
-Tak czy siak musimy co¶ zrobiæ. Impreza zacznie siê za kwadrans. – powiedzia³ Starr.
-Mo¿e do tego czasu uda siê odzyskaæ… - zacz±³ Paul.
-NAWET O TYM NIE MY¦L! – natychmiast przerwa³ mu Harrison. – Je¶li bêdzie trzeba zrobiê obr±czki z zagiêtych gwo¼dzi, drutu, kartki papieru albo ¼d¼b³a trawy, ale nie ka¿ mi nawet my¶leæ o tym, ¿e… to ohydne! –o¶wiadczy³.
-Dobrze, wiêc… - zastanowi³ siê McCartney. – Z czego mo¿emy zrobiæ obr±czki?

***

George i Eveline unie¶li rêce pokazuj±c kolorowe pier¶cionki, po¶piesznie kupione przez Paula w automacie z zabawkami dla dzieci, w drodze z Urzêdu Stanu Cywilnego do ko¶cio³a.
-Paul, pamiêtaj, je¶li jeszcze kiedykolwiek ciê o co¶ poproszê, odmów. Odmów, b±d¼ przyjacielem i odmów. – dwustu piêædziesiêciu go¶ci wybuch³o gromkim ¶miechem kiedy Harrison wypowiedzia³ te s³owa.
-Na szczê¶cie John mnie przyæmi³! – kilka kieliszków mocniejszych trunków robi³o swoje i McCartney w³a¶ciwie wrzeszcza³, a nie mówi³.
-Tak, wyobra¼cie sobie… - zacz±³ George - …stoimy w tym urzêdzie, w okropnej ciszy i nagle pada to pytanie: Georgu Harrisonie czy bierzesz sobie tê tutaj… -w tym momencie poca³owa³ Eveline. – za ¿onê? Wszystko mi podchodzi³o do gard³a, dziêki Paulowi…
-Nie ma za co, stary. – wtr±ci³ siê McCartney.
-…a tu nagle Johnny wrzeszczy na ca³y g³os: OSTATNIA SZANSA! – te dwa ostatnie s³owa George wykrzykn±³ razem z Eveline, Agnes, Ringo, Arl±, Paulem, Yvonne i Johnem. Salê znów wype³ni³ ¶miech.
-No, to chyba trzea bêdzie wznie¶æ toast. Za pana i pani± George’ow± Harrison! – wymamrota³ na wpó³ przytomny McCartney. Ca³a sala unios³a kieliszki ku górze.
-Przyjacielu mój…- zerwa³ siê nagle John. – …z serca mego szczerego ¿yczê tobie i twojej jak¿e uroczej ma³¿once wszystkiego najlepszego na nowej drodze ¿ycia… - tu ch³opiec uciszy³ t³um gotów do wiwatów na cze¶æ m³odej pary. -… i informujê, ¿e jeszcze na ¿adnym weselu siê tak dobrze nie bawi³em! – we wrzawie jaka zapanowa³a zaraz po tym wylewnym wyznaniu da³o siê us³yszeæ pytanie George’a:
-To kiedy twoja kolej?
-A to ju¿ zale¿y od mojej kochanej damy serca! – John mówi³ tonem wujka ,,No-ze-mn±-siê-nie-napijesz?” i utrata przytomno¶ci by³a ju¿ tylko kwesti± czasu.
-To zawsze tak wygl±da? –spyta³a Ringo Agnes. Starr pos³a³ jej u¶miech.
-Wesele jest dopiero w po³owie, zaraz Paulie siê nakrêci i bêdzie tañczy³ z pann± m³od±.
Rzeczywi¶cie, kilka sekund pó¼niej potykaj±c siê o w³asne nogi Paul poprosi³ Eveline do tañca. Nawet Arla nie mog³a powstrzymaæ u¶miechu kiedy nieporadnie krêci³ siê to w jedn± to w drug± stronê przypominaj±c niemowlaka dopiero co ucz±cego siê chodziæ. Lennon wzmocni³ siê jak±¶ bli¿ej niezidentyfikowan± tabletk± i zacz±³ zarywaæ do wszystkiego wokó³.
-Ringo, zaszczszycisz mnie mosze tañcem? – spyta³ chwytaj±c ju¿ Starra za rêkê.
-Ja z pijanymi nie tañczê! – odpar³ Ringo z u¶miechem.
-A czszy ja ci wygl±dam na nietrzy¼¼wego?! – z pretensj± spyta³ John. Od jego towarzystwa uwolni³a Starra dopiero Yvonne.
-Za ka¿dym razem to samo. Przynajmniej teraz, bez tej dziewczyny by³o jeszcze gorzej. – powiedzia³ do Oli. – Kiedy¶ obudzi³ siê nastêpnego dnia po weselu w ³ó¿ku z pann± m³od±… i panem m³odym!
Dzieci biega³y po sali ci±cn±c Marthê za ogon i wskakuj±c na kolana ,,wujkowi Paulowi”, który w alkoholowym przyp³ywie dobroci wrêcza³ im ca³kiem sporej warto¶ci banknoty. Arla uzna³a, ¿e znalezienie w spodniach pustego portfela nastêpnego dnia bêdzie dla ,,wujka” nauczk±, ¿eby na przysz³o¶æ ograniczyæ nieco drinki. Ringo flirtowa³ z Agnes do momentu, a¿ nie urwa³ mu siê film. Na szczê¶cie zd±¿y³ do tego czasu zdobyæ jej numer telefonu. John jakim¶ cudem dotar³ do domu w miarê przytomny, co oczywi¶cie by³o zas³ug± Yvonne. George i Eveline spêdzili razem noc po¶lubn±.
I, oczywi¶cie, ¿yli razem d³ugo i szczê¶liwie.

WYST¡PILI

Z forum:
Arla = Arletta = Lady Arla
Eveline = Ewelina = Szalony Rolkarz
Yvonne = Iwonka = Lemmonka
Agnes/Aggy = Agnieszka/Ines = LittleKoala (bo nie mog³am znale¼æ na forum ¿adnej fanki Ryngo³a)

oraz

THE BEATLES
(i Martha) dnia Nie 16:42, 07 Sie 2011, w ca³o¶ci zmieniany 1 raz


Czujê siê trochê zazdrosna, ale w ostateczno¶ci... lepszy Starr w gar¶ci ni¿ Lennon na dachu.
Kocham Ciê i dziêkujê zarazem.
Szczerze nie wyobra¿am sobie siebie w czym¶ takim jak podwi±zka, ale pomiñmy to
Przepraszam za te podwi±zkê, ale chcia³am, ¿eby by³o tak... tak jak niby powinno byæ.


Boskie. Dlaczego zawsze robisz z Paula taka ofiarê?
Bo z niego taki fajny mociek jest

Przepraszam za te podwi±zkê, ale chcia³am, ¿eby by³o tak... tak jak niby powinno byæ.
Ale ja siê nie gniewam. Przynajmniej mo¿na przypuszczaæ we wspomnianej w opowiadaniu nocy po¶lubnej uda³o mi siê rozpaliæ George'a z pomoc± podwi±zki a nie zapalniczki...



O macko, Ty to jak co¶ powiesz...

Dzieci biega³y po sali ci±cn±c Marthê za ogon i wskakuj±c na kolana ,,wujkowi Paulowi”
Kogo to by³y dzieci? xD
Wujka Zdzis³awa.
Spoko, ju¿ my¶la³am, ¿e o czym¶ mi nie wiadomo...

Wujka Zdzis³awa.

No, no... czego ja siê dowiadujê

W zamy¶le to mia³y byæ po prostu dzieciaki dalszych lub bli¿szych krewnych i znajomych pañstwa m³odych
Dobre opowiadanie , Martha zawsze jest the best.
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • jaciekrece.xlx.pl