Uroki ¿ycia z Johnem vol. 6 

Zofia Dzieniszewska - zapiski

-Cudownie pachniesz… - Paul skry³ nos miêdzy falami gêstych hebanowych w³osów swojej ukochanej.
-Pachnê Tob±. – s³usznie zauwa¿y³a dziewczyna. Po trzygodzinnych igraszkach by³o to nawet ca³kiem wskazane. Paul cmokn±³ delikatnie jej szyjê. Zachichota³a czuj±c delikatne ³askotki w tym miejscu.
-Z grzeczno¶ci nie zaprzeczê. – stwierdzi³ u¶miechaj±c siê zalotnie, po czym obj±³ nag± dziewczynê siedz±c± obok niego na zbezczeszczonym, w pe³nym tego s³owa znaczeniu, ³ó¿ku. – W sumie to nic dziwnego. – doda³ po chwili. – Zwiedzi³em chyba wszystkie Twoje zakamarki… - mówi±c to kierowa³ rêce na jej okaza³y biust. – Tu gdzie¶ zdaje siê s± Alpy… Taaak… - zacz±³ masowaæ jej piersi, co, do spó³ki z jego obni¿onym g³osem przerywanym od czasu do czasu poca³unkami w szyjê, by³o niezwykle podniecaj±ce. – Mhm… Mount Everest jak nic. Dalej niziny…
Poczu³a przyjemny dreszcz kiedy d³onie McCartneya objê³y j± w talii.
-I dzikie g±szcze d¿ungli amazoñskiej. – westchn±³ Paul wk³adaj±c rêce pod ko³drê, któr± od po³owy byli nakryci.
-¯e niby ja? – dziewczyna spojrza³a na niego z wyrzutem.
-A czemu nie? – spyta³, po czym cmokn±³ j± w sam ¶rodek malutkiego, lekko zadartego noska.
-My¶la³am, ¿e tylko w d¿ungli amazoñskiej mo¿na spotkaæ… anakondê. –odpar³a z u¶miechem. McCartney drgn±³ czuj±c na sobie jej rêce równie¿ kryj±ce siê pod po¶ciel±.
-Oj, chyba znowu j± obudzi³a¶… - bezceremonialnie zrzuci³ z siebie po¶ciel i rzuci³ siê na dziewczynê. Oczywi¶cie w tym momencie musia³ o sobie przypomnieæ dowcipni¶ zwany zbiegiem okoliczno¶ci. John, choæ doskonale wiedzia³ czym zajêty jest przyjaciel, bezceremonialnie otworzy³ drzwi i wszed³ do pokoju.
-O cze¶æ… - zacz±³ z u¶miechem obserwuj±c szamotaninê jak± wywo³a³ swoim zachowaniem. Dziewczyna b³yskawicznie zakry³a siê od szyi w dó³ ko³dr±, której, niestety, dla Paula ju¿ zabrak³o. Lennon z bananem na twarzy obserwowa³ przyjaciela w stanie najwy¿szej (dos³ownie) gotowo¶ci do… wiadomo czego.
-Paulie, ja wiem, ¿e siê cieszysz na mój widok, ale bez przesady… - za¿artowa³.
-Chcia³by¶… - z jeszcze wiêkszym u¶miechem odgryz³ siê Paul.
-Z takim rozmiarem nawet bym nie poczu³.
Ringo stwierdzi³ kiedy¶, ¿e ¿yciowym powo³aniem Johna nie jest muzyka, lecz wkurwianie ludzi. By³a to najszczersza prawda.
-To jest anakonda. – poinformowa³a go dziewczyna.
-Chyba ¶rednich rozmiarów kijanka. – za¶mia³ siê Lennon. – Peggy, skarbie, co Ty w nim widzisz? – spyta³ siadaj±c na ³ó¿ku, ku w¶ciek³o¶ci McCartneya.
-Po co przyszed³e¶? – przerwa³ mu natychmiast w akcie zazdro¶ci.
-Skoro ju¿ musisz wiedzieæ… Zaklinaczu wê¿y… - tu John spojrza³ wymownie na wiadom± czê¶æ cia³a przyjaciela, któr± Paul aktualnie zas³oni³ ksi±¿k±. - Byli¶my w ko¶ciele. Ojciec Archer o Ciebie pyta³. Dziwi³ siê, ¿e nie ma Ciê na mszy. – oznajmi³ Lennon.
-I co mu powiedzia³e¶? – szczerze zaciekawiony nag³± pobo¿no¶ci± przyjaciela spyta³ Paul.
-¯e pieprzysz siê ze swoj± narzeczon±, jak Pan Bóg przykaza³. – bez ogródek wypali³ Johnny.
-Nie zrobi³e¶ tego. – mówi±c to McCartney zrobi³ siê blady jak ¶ciana.
-Zrobi³em. –zapewni³ Lennon. – I w³a¶nie przyszed³em po Twoj± czê¶æ sk³adki.
-Jakiej sk³adki? – Paul powoli przestawa³ ogarniaæ sytuacjê.
-Trzeba mu wys³aæ kwiaty do szpitala.
-A co siê sta³o?
-Dosta³ zawa³u, kiedy wyzna³em mu Twoje grzechy. – ze stoickim spokojem powiedzia³ John. - Ty rozpustniku. – doda³ po chwili. Paul nie wytrzyma³.
-Teraz Ci siê zebra³o na szczero¶æ! – wrzasn±³ gestykuluj±c zawziêcie. Dopiero po chwili zda³ sobie sprawê z tego, ¿e tym samym ods³oni³ wa¿ny fragment siebie. Natychmiast zas³oni³ siê z powrotem i kontynuowa³ swój monolog. - Ale jak przedwczoraj dzwoni³ mój ojciec, to nie mog³e¶ jak cz³owiek powiedzieæ, ¿e poszed³em odebraæ samochód z warsztatu?!
-My¶lê, ¿e zainteresowa³oby go to zdecydowanie mniej, ni¿ wiadomo¶æ, ¿e jego pijany syn sprzedaje siê w³a¶nie muzu³mañskim obojniakom za 2 funty za godzinê. – przedstawi³ swój punkt widzenia Lennon. – A, w³a¶nie, co siê tyczy Twojego samochodu… - zacz±³ ch³opiec niepewnie.
-Taaaak? –podejrzliwym tonem spyta³ Macka.
-Ale to nie ja nim wjecha³em w drzewo. – t³umaczy³ dalej John.
-Co?! – rykn±³ McCartney.
-Poza tym prawe drzwi nie wypad³y. Powiniene¶ siê cieszyæ. – zapewnia³ go Lennon.
-A lewe?
-Wiesz… Lepiej spytaj Ringo, to on prowadzi³. – poradzi³ mu przyjaciel.
-John… - warkn±³ Paul. John wsta³ kieruj±c siê do wyj¶cia.
-Chocia¿ to ja mu zas³oni³em oczy, wiêc mogê byæ w pewnym stopniu odpowiedzialny za wypadek. – przypomnia³ sobie bêd±c ju¿ przy drzwiach.
-John, wyjd¼, proszê. – sil±c siê na spokój poleci³ mu Paul.
-Masz racjê, zajmij siê swoj± ukochan± Peggy, mnie tu nie by³o, jak co¶.
Kiedy drzwi siê za nim zamknê³y McCartney ukry³ g³owê w d³oniach.
-Mo¿e nie chcia³. – zaczê³a pocieszaæ go Peggy.
-Byæ g³upi?! – wydar³ siê Paul. – Co za mato³! Mówi³em mu tyle razy… ale nieeeee, on nie uwa¿a, on jest zabawny… To bêdzie ju¿ trzecie auto w tym roku! Powinni go zatrudniæ do crash-testów. Morderca samochodów…
Stoj±cy za drzwiami Ringo, George i John zwijali siê ze ¶miechu.
-Jeste¶ mistrzem. – szepn±³ George.
-No ba. – odpar³ Lennon. – Wiadomo. Ale ucieszy siê, kiedy zobaczy, ¿e z jego wozem nie jest jednak tak ¼le.
-To siê oka¿e, ta gra mi siê jeszcze nie znudzi³a. – zapewni³ Ringo.
-To komu mam teraz wymy¶liæ? – spyta³ John.
-To teraz chyba moja kolejka. – stwierdzi³ George. –Tylko nie przesadzaj.
-Dobra, dobra… Pytanie czy zadanie?


zaklinacz wê¿y ¶rednich rozmiarów kijanka JOOOOOOHN! Kocham Jego/Twoje poczucie humoru
Przez moment mia³am ochotê przywaliæ Johnowi za to, ¿e wszed³ do pokoju. Ale za chwilê ca³a z³o¶æ mi przesz³a, bo przeczyta³am tekst o kijance.
Z t± kijank± to jest tekst ¿ywcem z rozmowy z moim koleg±, szczerze mówi±c. To znaczy on twierdzi³, ¿e ma anakondê, a ja mu wpaja³am, ¿e kijankê. Tak na mnie w³a¶nie podzia³a³y kolonie.
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • jaciekrece.xlx.pl