Zofia Dzieniszewska - zapiski
Mam nadziejê, ¿e Disney Channel mnie nie pozwie za ten tytu³.
Brian Epstein spojrza³ w górê, by lepiej przyjrzeæ siê ogromowi jednego z najwiêkszych i najbardziej ekskluzywnych hoteli w Pary¿u. By³ to jednocze¶nie jeden z niewielu hoteli, które zgodzi³y siê go¶ciæ u siebie czwórkê dobrze wszystkim znanych ch³opców bez konieczno¶ci zak³adania im kagañców i kajdanek. W wiêkszo¶ci hoteli bowiem Beatlesi byli ju¿ dobrze znani jako organizatorzy niekoñcz±cych siê orgii, narkomani, a tak¿e ha³a¶liwi i niesubordynowani m³odzieñcy. Ta opinia to oczywi¶cie g³ównie zas³uga Johna, którego nie by³ w stanie przyæmiæ nawet zawsze nienagannie zachowuj±cy siê Paul. Ca³a pi±tka, to jest Brian, Paul, George, Ringo i wyj±tkowo spokojny John wesz³a do hotelu, odebra³a komplet kluczy do pokojów na dwóch piêtrach, które za¿yczyli sobie wynaj±æ i uda³a siê do windy. Kiedy tylko do niej weszli Brian spojrza³ znacz±co na Johna i powiedzia³ ostrzegawczym tonem:
-Tylko bez wyg³upów.
John, nacisn±wszy uprzednio wszystkie mo¿liwe przyciski odwróci³ siê z obra¿ona min±.
-No wiesz, wyg³upy? My?
Epstein westchn±³ cicho kiedy winda z delikatnym szumem ruszy³a w górê. Na pierwszym z dwóch wyznaczonych piêter wysiad³ Brian, pozosta³a czwórka pojecha³a piêtro wy¿ej. Nie chcieli denerwowaæ managera jeszcze bardziej swoj± obecno¶ci±. Ch³opcy otwarli pierwszy z brzegu pokój i wpadli do ¶rodka. Niewiele my¶l±c zaczêli przeszukiwaæ pokój i zagl±daæ gdzie siê tylko da³o. John dopad³ szafkê nocn± stoj±c± przy wielkim ³o¿u z baldachimem. Wyci±gn±³ trzy ksi±¿ki le¿±ce w pierwszej szufladce.
-Nowy Testament, Nowy Testament i … Nowy Testament po w³osku! – mówi³ zaskoczony przegl±daj±c ka¿± z nich.
-Po co komu tyle ¶wiate³ w szafie? –dziwi³ siê Paul.
-Spójrz ni¿ej. – mrukn±³ George.
-Sejf! – McCartney otworzy³ go szeroko, po czym spojrza³ na Harrisona ze z³owieszczym b³yskiem w oku. - No to ju¿ wiesz co Ciê czeka jak siê bêdziesz ¼le zachowywa³. – powiedzia³.
-Nie zmie¶ci³bym siê, mo¿e kto¶ mniejszy… - wzrok obydwu ch³opców powêdrowa³ w kierunku Ringo.
-Hej, czemu wszyscy patrzycie na mnie? – spyta³ ze strachem Starr. Mniej wiêcej w tym samym momencie Lennon dokona³ innego fascynuj±cego odkrycia.
-W kiblu jest telefon!
Momentalnie do telefonu stoj±cego przy ³ó¿ku doskoczy³ George.
-A mo¿na by siê st±d po³±czyæ z ³azienk±? – spyta³ przyk³adaj±c sobie s³uchawkê do ucha.
-Genialne. Mo¿na jednocze¶nie dzwoniæ i… - zacz±³ John.
-Nie koñcz, proszê… - powstrzyma³ go jak zawsze grzeczny i u³o¿ony Paul. – Któr± mamy godzinê? – spyta³ patrz±c na swój zegarek. – Dziesi±ta? No to chyba czas na ¶niadanie.
-Paulie… - zacz±³ niespotykanie czule John. -… my wiemy, ¿e ty bez jedzenia godziny nie wytrzymasz, ale my mamy normalne ¿o³±dki, którym posi³ek raz na cztery godziny wystarcza w zupe³no¶ci.
Paul, us³yszawszy to, zrobi³ wyj±tkowo obra¿on± minê, na któr± jednak nikt z obecnych w pokoju nie zwróci³ zbytnio uwagi.
-Ja bym tam jednak poszed³. – stwierdzi³ George. – Ostatecznie zawsze bêdzie mo¿na poderwaæ jak±¶ kelnereczkê, prawda?
-Oj, dobra, przekona³e¶ mnie. – powiedzia³ w koñcu Lennnon. – Ringo, idziesz z nami? – spyta³.
-Nieee… - mrukn±³ Ringo wychylaj±c siê spod ko³dry gigantycznego wprost ³ó¿ka. Ostatniej nocy nie spa³ zbyt dobrze i stwierdzi³, ¿e to doskona³e warunki, ¿eby odrobiæ straty. Pozosta³a trójka najs³ynniejszego boysbandu w historii posz³a do hotelowej restauracji. Po drodze ch³opcy mijali na korytarzach wielu ludzi, z których wiêkszo¶æ mia³a siê za ich zagorza³ych fanów. Szczególnie rozbawieni byli ilekroæ ich oczom ukazywa³y siê podekscytowane dzieciaki. O¶mio czy dziewiêcioletnia dziewczynka wyrwa³a siê mamie i pobieg³a w kierunku Fab Four.
-Co tu robi ten gumi¶? – z u¶miechem spyta³ George.
-Beatlesi! – wrzasnê³a cienkim g³osikiem doczepiaj±c siê do nogi Paula.
-No co ty! Gdzie? – z udawanym zaskoczeniem spyta³ John, po czym nachyli³ siê i po³askota³ ma³± dziewczynkê.
Szybko jednak Beatlesi pozbyli siê m³odziutkiej fanki, bo oczywi¶cie bardziej zainteresowani byli poszukiwaniem tych nieco starszych. Wszyscy troje rozdzielili siê zaraz po wej¶ciu do restauracji. George podszed³ do wyj±tkowo wytwornie wygl±daj±cej dziewczyny, na oko dwudziestoparoletniej. Elegancki kostium idealnie podkre¶la³ szczup³± taliê zielonookiej blondynki.
-Czy my¶my siê ju¿ gdzie¶ nie spotkali? – zaczepi³ j± patrz±c siê nañ zalotnie.
-Pan mnie z pewno¶ci± widzia³, niestety ja pana nie. – z promiennym u¶miechem ³aman± angielszczyzn± odpar³a dziewczyna, po czym przemaszerowa³a przez ca³± salê i zniknê³a za drzwiami.
-1:0 dla tutejszych. – mrukn±³ George ju¿ namierzaj±c kolejnego ‘lachona’. John tymczasem zacz±³ wa³êsaæ siê miêdzy stolikami licz±c na to, ¿e okazja sama wpadnie mu w rêce. Jak by to powiedzia³ Paul ‘g³upi ma zawsze szczê¶cie’, tote¿ w niedalekim czasie Lennon sta³ siê osob± po¿±dan± przez pewn± osobê p³ci ¿eñskiej. Jedna z m³odziutkich i niedo¶wiadczonych hotelowych ksiêgowych nie mog³a dolszukaæ siê po³owy formalno¶ci zwi±zanych z pobytem Beatlesów w hotelu. Bezzw³ocznie nale¿a³o wiêc znale¼æ jednego z nich. Oczywi¶cie tylko do celów zawodowych. A, ¿e jako pierwszego znalaz³a akurat Lennona, który by³ jej ulubionym muzykiem… No có¿, przypadki chodz± po ludziach.
-Monsieur Lennon! – zawo³a³a podbiegaj±c do niego. W tym momencie John odwróci³ siê z tak± szybko¶ci±, ¿e dziewczyna przera¿ona wypu¶ci³a z r±k wszystkie 38 folderów wype³nionych dokumentami, które segregowa³a przez ostatnie sze¶æ godzin.
-Och no! – wykrzyknê³a patrz±c na pod³ogê us³an± dokumentami. Czu³a, ¿e zbiera siê jej na p³acz.
-Najmocniej pani± przepraszam… - zacz±³ Lennon i natychmiast schyli³ siê by pomóc nieszczêsnej kobiecie pozbieraæ te wszystkie kartki i foldery. Kiedy skoñczyli i dziewczyna znów wziê³a do r±k pliki dokumentów, oczywi¶cie pouk³adane w ca³y ¶wiat, John, chc±c dodaæ jej otuchy powiedzia³:
-Mam nadziejê, ¿e zbyt d³ugo pani nie zajê³o uk³adanie tego wszystkiego.
-Ale¿ sk±d, ledwie sze¶æ godzin… - jednak przy ostatnim s³owie g³os jej siê lekko za³ama³.
-Có¿… Mo¿e w takim razie pójdziemy do pani gabinetu i pouk³adamy to jeszcze raz, we dwójkê szybciej pójdzie… - u¶miechn±³ siê do niej, a kobieta u¶miech odwzajemni³a.
***
Najedzony i zadowolony z ogólnego zamieszania jakie wzbudza³ tego dnia, Paul McCartney uda³ siê na górê w nadziei, ¿e Ringo ju¿ wsta³. Niespecjalnie mia³ tego dnia ochotê na podryw, raczej wola³ siê rozpakowaæ i nieco zadomowiæ w hotelu. Mieli tu spêdziæ prawie dwa tygodnie, na ‘kosztowanie miejscowych specja³ów’ znajdzie siê jeszcze czas. Kiedy zjawi³ siê na korytarzu, na którym znajdowa³ siê ich pokój, sta³ siê ¶wiadkiem ciekawej konwersacji. John, zapewne w przyp³ywie napalenia i g³upoty, jak zwykle, zapomnia³ o jednej z najwa¿niejszych rzeczy, które trzeba przy sobie mieæ, je¶li siê nie chce zostaæ ojcem ma³ych Francuzów. Z perspektywy Paula wszystko nabra³o zupe³nie innych barw, kiedy John wal±c piê¶ci± w drzwi dar³ siê na ca³e gard³o:
-Ringo, ja chcê seksu, jestem napalony!
-Jak kocha, to wyjdzie. – za¶mia³ siê Macka, którego John zauwa¿y³ dopiero w tym momencie.
-Daj mi kondoma. – za¿±da³ dopad³szy przyjaciela.
-Wystarczy ci pó³. – znów za¿artowa³ McCartney, dla ¶wiêtego spokoju wyci±gn±³ jednak z kieszeni jedn± prezerwatywê i wrêczy³ j± Johnny’emu, który natychmiast pobieg³ do innego z zajmowanych przez nich pokoi. Paul spojrza³ na drzwi pokoju Ringo. Najwidoczniej ch³opiec musia³ jeszcze spaæ. Macka z wyj±tkowo smutn± min± postanowi³ wiêc wróciæ do restauracji. Schodz±c na dó³ po poz³acanych schodach zwróci³a na niego uwagê pewna dziewczyna. Nie, ¿eby by³o w niej co¶ wybitnego, ot, oczy ³adne, biust przeciêtny. Ale nie da³o siê nie wyczuæ tej szczerej sympatii i troski w g³osie, kiedy z trudem znajduj±c s³owa spyta³a:
-Paul, czemu ty smutny?
McCartney u¶miechn±³ siê s³ysz±c ten nieporadny angielski be³kot, choæ tym jednym zdaniem dziewczyna znacznie przekroczy³a zakres s³ów, które Macka zna³ w jej jêzyku.
***
Ringo, obudziwszy siê w miêciutkim i niezwykle wygodnym ³o¿u, w którym przespa³ ostatnie cztery godziny, przeci±gn±³ siê, po czym otworzy³ drzwi swojego pokoju i wyjrza³ na korytarz, z którego dobieg³y go d¼wiêki sitara. Naprzeciwko pokoju Ringo, graj±c na wiadomym instrumencie, siedzia³ George. Kiedy tylko zobaczy³ twarz przyjaciela przerwa³ granie.
-No nareszcie siê obudzi³a nasza ¶pi±ca królewna. – po tych s³owach w³adowa³ siê do pokoju przyjaciela. Starr natychmiast dorwa³ siê do sitara, który zawsze by³ dla niego urz±dzeniem tyle¿ ciekawym, co trudnym w obs³udze. Usiad³ na ³ó¿ku zupe³nie poch³oniêty graniem. Po chwili drzwi pokoju siê otworzy³y i stanêli w nich pozostali dwaj beatlesi.
-Proszê, zróbcie co¶ z nim, bo za chwilê dostanê sza³u. – Lennon, mówi±c to spojrza³ najpierw na Ringo i George’a, a nastêpnie na Paula, nad którym prawie by³o widaæ ma³e, skrzydlate serduszka.
-Czy¿by dziewczyna? – spyta³ George.
-Ma na imiê Michelle! – z zachwytem oznajmi³ Paul.
-Nasz konsjer¿ te¿ ma tak na imiê. – przypomnia³ George. McCartney jednak, w mi³osnym amoku, nie us³ysza³ tej uszczypliwo¶ci.
-Jest Francuzk±! – kontynuowa³ swe wywody.
-No co ty? Jak ty znalaz³e¶ Francuzkê we Francji? – spyta³ Ringo z ironi± w g³osie w dalszym ci±gu próbuj±c rozgry¼æ koncepcjê sitara.
-Wymawia moje nazwisko Mc-ach-tney. – ¶wiergota³ w dalszym ci±gu Paul.
-Mc-ach-tney… le-piej-wiej… bo-to-gej… - zacz±³ rymowaæ John.
-Mam dosyæ. – oznajmi³ niezadowolony Ringo rzucaj±c sitar na ³ó¿ko. – To jest jakie¶ chiñskie. – stwierdzi³.
-Nie chiñskie, tylko hinduskie. – natychmiast poprawi³ go Paul.
-Nie hinduskie, tylko indiañskie! – skarci³ go Lennon.
-I nie indiañskie, tylko indyjskie. – poinformowa³ przyjació³ George chwytaj±c instrument i pokazuj±c Ringo jak powinno siê na nim graæ. Ten drobny incydent nie wytr±ci³ jednak z równowagi Paula, który znów przestawi³ siê na tryb ‘love-love-love’ i nawija³ na tê sam± nutê co poprzednio.
-Powiedzia³a, ze wygl±dam nie¼le… - chwali³ siê przegl±daj±c siê w lustrze. Natychmiast jednak zrozumia³, ¿e zaczyna przesadzaæ, doda³ wiêc dla pewno¶ci: - …nie, ¿eby mnie obchodzi³o jej zdanie, bo jestem cool… ale powiedzia³a, ¿e wygl±da³em nie¼le… - powróci³ do tematu. - Co jest dla mnie ok, bo wygl±da³em nie¼le… - przeczesa³ palcami swoje gêste w³osy. - Jestem cool… -nagle spojrza³ na rêkaw marynarki, na którym by³y widoczne trzy ma³e jasne plamki. - Och nie, ubrudzi³em siê! –jêkn±³.
-I ju¿ nie jeste¶ taki cool… - nabija³ siê z niego Lennon. Ringo i George zachichotali.
-Ja ZAWSZE jestem cool. – z podniesion± wysoko g³ow± oznajmi³ Paul.
-Dobra, dzieciaki. – przerwa³ wyg³upy John. - Ja spadam, jestem umówiony z pewn± napalon± ksiêgow±. Raczej szybko nie wrócê.
Ledwie Lennon wyszed³ na korytarz, jego oczom ukaza³ siê id±cy wprost na niego Brian. Ju¿ sam fakt, ¿e ch³opiec by³ praktycznie sam na sam z napalonym na niego mê¿czyzn± by³ niezwykle krêpuj±cy. A jeszcze to, ¿e spieszy³ siê na bzykanko i musia³ to jako¶ ukryæ dobija³o go podwójnie.
-O, Johnny… - powita³ go rado¶nie Brian.
-Eppie… - jêkn±³ ze smutkiem beatles.
-Gdzie¶ siê wybierasz? – spyta³ podejrzliwie znaj±cy ju¿ wyskoki ch³opców menad¿er.
-Yyy… - kombinowa³ Lennon. – Tak… yyy… do… eee… do… do restauracji. Ale¿ jestem g³odny… - jakby na potwierdzenie tych s³ów pog³adzi³ siê po brzuchu.
-Aha. No to smacznego. – po tych s³owach u¶miechniêty Epstein znikn±³ za drzwiami pokoju Ringo. Lennon odwróci³ siê i poszed³ w kierunku zgo³a przeciwnym do drogi do restauracji.
***
-No, muszê wam powiedzieæ, ¿e jestem z was dumny… - zacz±³ Braian kiedy tylko przekroczy³ próg pokoju. - …to, co prawda, dopiero nasz pierwszy dzieñ tutaj, ale jak dot±d nie mia³em na was ¿adnych skarg…
-Wiêc jest lepiej ni¿ we W³oszech! – z dum± stwierdzi³ George. W tym momencie Ringo tr±ci³ Paula ³okciem i g³ow± skin±³ na ¶cianê, dziel±c± ten pokój z s±siednim pomieszczeniem, zza której dochodzi³o dosyæ charakterystyczne stukanie. Paul ukry³ twarz w d³oniach.
-Wszystko co dobre musi siê skoñczyæ, nie? – szepn±³ do Ringo.
-Naprawdê… - kontynuowa³ Brian. – Jeste¶cie czwórk± m±drych, odpowiedzialnych, umiej±cych siê zachowaæ…
W tym w³a¶nie momencie stukanie zza ¶ciany sta³o siê znacznie bardziej uporczywe. S³owa Epsteina zosta³y dodatkowo zag³uszone przez seriê g³o¶nych jêków. Co jak co, ale g³os Lennona Epstein rozpoznaæ potrafi³. Mê¿czyzna pokrêci³ g³ow± z dezaprobat±.
-…seksoholików. – dokoñczy³.
-Ringo, ja chcê seksu, jestem napalony! -Mc-ach-tney… le-piej-wiej… bo-to-gej… - zacz±³ rymowaæ John. I siê doczeka³am
By³aby dobra wyliczanka z tego. Ach, jak ja dawno w chowanego nie gra³am...
A ja my¶la³am, ¿e wysz³o mi co¶ grzecznego, a Ty siê podtekstów doszukiwaæ zaczynasz.
-Ringo, ja chcê seksu, jestem napalony!
-Jak kocha, to wyjdzie. – za¶mia³ siê Macka, którego John zauwa¿y³ dopiero w tym momencie. Mam specyficzne poczucie humoru. John i Ringo? O matulu, biedny Ringo
A ja my¶la³am, ¿e wysz³o mi co¶ grzecznego, a Ty siê podtekstów doszukiwaæ zaczynasz. Wierz mi, ¿e nawet gdyby¶ napisa³a opowiadanie, w którym Beatlesi byliby ministrantami na Jasnej Górze, to ona znalaz³a by w tym podtekst.
Pewnego dnia John, Paul, George i Ringo wraz ze swoj± pa³k±... od perkusji poszli na pielgrzymkê na Jasn± Górê, by podziêkowaæ za zes³any im Bo¿y dar geniuszu muzycznego. Pierwszego dnia wszyscy razem spali w jednym ma³ym, ciasnym namiocie. Drugiego dnia wszyscy doszli... do celu. Czyli na Jasn± Górê. Tam po kolei klêkali przed ksiêdzem, ¿eby mu... siê wyspowiadaæ. W dowód wdziêczno¶ci za pojawianie siê na Jasnej Górze zostali mianowani tymczasowymi ministrantami. Jednak Paul zacz±³ bawiæ siê swoimi dzwonkami (tymi, co siê dzwoni przy ,,Baranku Bo¿ym"!), John upi³ siê winem mszalnym, a Ringo z nudów zacz±³ sobie waliæ (w ten gong, co siê przy ,,Moja Wina" wali!) i oburzeni wierni wygnali ich ze ¶wi±tyni. Schronienie znale¼li dopiero w mieszkaniu Ines, która zgodzi³a siê ich przygarn±æ w zamian za uczynienie ich swoimi seksualnymi niewolnikami. I wszyscy (wspó³)¿yli d³ugo i szczê¶liwie. Koniec =]
No. I znajd¼ mi w tym jaki¶ podtekst!
Z Jasn± Gór± kojarzy siê Matka Boska, która ma bardzo przystojnego syna.
Tu bym akurat polemizowa³a...
Nie jest podobny do ¿adnego ¯uka, ale ma d³ugie w³osy. Pewnie dobrej muzyki s³ucha (Co ja pierdolê?...)
Tia, co roku je¼dzi na rockowy festiwal ,,Przystanek Betlejem"
Zaraz was trafi jaki¶ piorun z nieba
Wiedz, ¿e co¶ siê dzieje....
Mog³a¶ dodaæ London i jej niem±dre teksty
. Opowiadanie cudowne i ten Johny z Ringo.
dnia Nie 23:40, 21 Sie 2011, w ca³o¶ci zmieniany 1 raz
Mog³a¶ dodaæ London i jej niem±dre teksty . Opowiadanie cudowne i ten Johny z Ringo. Oj tak, o London zapomnia³am. Kurcze, muszê zrobiæ jakie¶ opowiadanie z g³upi± lask±.
uwielbiam Twoje opowiadania
Dziêkujê :)
Kurcze, muszê zrobiæ jakie¶ opowiadanie z g³upi± lask±. O, ooo! To ja, to ja! Zg³aszam siê na ochotnika!
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.pljaciekrece.xlx.pl