Zofia Dzieniszewska - zapiski
Napisane przed dwoma miesi±cami, nie chcia³am nikomu pokazywaæ, dopóki nie spe³ni³o swego celu, jednak cel... szlag trafi³. :] Niewa¿ne.
Nie spodziewaæ siê wartkiej akcji.
U¶miechasz siê. Twoje oczy zaczynaj± b³yszczeæ – zauwa¿am w nich ³zy szczê¶cia. Ukradkiem ocierasz jedn± z nich, k³ad±c woln± d³oñ na moim kolanie. To nie pierwszy raz, gdy nastêpuje u ciebie silne wzruszenie i poczucie dumy.
Oboje wstajemy, gdy Stella przechodzi obok nas w towarzystwie kilku modelek. Bijemy mocne brawo, prawie wychodz±c na miejsce wybiegu, a ona posy³a nam s³odkiego buziaka. Zarówno ciebie, jak i mnie rozpiera najprawdziwsza duma.
¦miejesz siê rado¶nie, chwytaj±c moj± d³oñ. ¦ciskam twoj±, obejmuj±c ciê jednocze¶nie ramieniem i zaczynaj±c szeptaæ kilka ciep³ych s³ów wprost do ucha. Potem ca³ujê czule w skroñ, opuszkiem palca ¶cieraj±c ³zy sp³ywaj±ce po twoim policzku.
Cierpliwie odpowiadasz na pytania ciekawskich dziennikarzy. Ja wyj±tkowo milczê, s³uchaj±c uwa¿nie twoich odpowiedzi i podziwiaj±c w duchu twoj± niezwyk³± si³ê, odwagê. Zaraz przy wyj¶ciu przytulamy siê do siebie – tak po prostu, bez poczucia obowi±zku, które mo¿e byæ typowe dla wielu par w naszym wieku. Policzkiem do policzka, skroni± do skroni, pozwalamy na robienie nam zdjêæ. Chwilê pó¼niej przechodzimy do restauracji obok, chc±c ¶wiêtowaæ sukces najm³odszej córki w towarzystwie najbli¿szej rodziny. Ja nie mogê doczekaæ siê powrotu do domu – nigdzie nie czujê siê lepiej.
***
Pewnego ranka budzê siê jako pierwszy. T³umiê ziewniêcie, spogl±dam na ciebie – ¶pisz spokojnie odwrócona w moj± stronê, twój oddech jest miarowy. Str±cam z siebie ko³drê nog±, po czym wstajê cicho, ¿eby nie przerwaæ przypadkiem twojego snu. Boso idê do kuchni, by przygotowaæ ci twoj± ulubion± herbatê – co¶, co robiê od przesz³o dwudziestu lat, a co nadal sprawia mi tyle przyjemno¶ci. Trzymam fili¿ankê za ucho i mieszaj±c w niej ³y¿eczk±, wracam do naszej sypialni. Spostrzegam, ¿e pierwsze promienie s³oñca padaj± na nasze ³ó¿ko i delikatnie o¶wietlaj± twoj± twarz. Siadam przy tobie, stawiaj±c kubek na szafce nocnej. Pochylam g³owê, aby ciê poca³owaæ. Wiem, ¿e nie ma milszego sposobu na porann± pobudkê. S³yszê, jak nabierasz g³o¶no powietrza przez nozdrza, powoli otwieraj±c zaspane powieki. Oddajesz poca³unek, a k±ciki twoich ust kieruj± siê ku górze. Ostro¿nie przyjmujesz pozycjê pó³siedz±c±, twoje rêce spoczywaj± na moich ramionach.
- Przygotowa³em ci herbatê – oznajmiam pogodnie.
Kiwasz wdziêcznie g³ow±, siêgaj±c po napój. Twoje smuk³e palce obejmuj± fili¿ankê, na jednym z nich b³yszczy z³ota obr±czka. Moczysz usta w ciep³ym p³ynie, podczas gdy ja nie mogê oderwaæ od ciebie wzroku. Nadal jeste¶ piêkna, mimo ¿e twoja cera jest bledsza, oczy podkr±¿one i zmêczone, a cia³o straci³o na wadze. ¯ycie nie szczêdzi ci cierpienia – to bardzo delikatne okre¶lenie tego, co dzia³o siê przez ostatnie dwa lata.
Od jakiego¶ czasu mieszkamy w Arizonie, razem z naszymi dzieæmi. Doskonale wiem, jak bardzo kochasz to miejsce – spêdzi³a¶ tu czas swojej m³odo¶ci. Suche, pustynne powietrze oraz mocno ¶wiec±ce s³oñce dobrze wp³ywaj± na twoje samopoczucie. Zale¿y mi na tym, aby¶ mia³a jak najlepiej, dlatego lekarza mamy zawsze pod rêk±.
Dotykam twoich krótkich w³osów – zerkasz na mnie niepewnie, ja usi³ujê u¶miechn±æ siê pocieszaj±co. Wzdychasz ciê¿ko, odstawiaj±c niedopit± herbatê na bok. W tym samym momencie schylam tu³ów i ca³ujê przez materia³ koszuli nocnej twoj± pier¶. ¯eby pokazaæ, ¿e nadal kocham oraz akceptujê ciê w ca³o¶ci. Nie okazujesz zaskoczenia, zamiast tego na twojej twarzy wystêpuje smutny u¶miech.
Zaczynam zastanawiaæ siê, czy masz dzisiaj wystarczaj±co si³y, by wstaæ z ³ó¿ka. Zazwyczaj wolisz co¶ robiæ, poruszaæ siê, zamiast ci±gle le¿eæ – nadal nosisz w sobie sporo pogody ducha. Tego dnia jest nie inaczej – wzrok twoich szaroniebieskich oczu kierujesz w stronê okna, mówi±c nieco ochrypniêtym g³osem, ¿e na zewn±trz jest piêknie. Pomagam ci podnie¶æ siê z ³ó¿ka; czujê ciep³y u¶cisk twojej d³oni.
***
Choroba nie jest w stanie przezwyciê¿yæ twoich pasji – nadal wiele czasu spêdzasz z aparatem w rêku. Nawet nie zdajesz sobie sprawy z tego, jak bardzo mnie to cieszy. Podobnie jak wcze¶niej sprawiasz, ¿e niemal¿e nie zauwa¿amy, ja oraz nasze dzieci, gdy robisz nam zdjêcia i w ten sposób uchwycone s± nasze najbardziej naturalne zachowania. Nie ma miejsca na pozowanie.
Nadal chêtnie gotujesz – spêdzamy teraz czas we dwójkê w kuchni. W powietrzu unosi siê smakowity zapach wegetariañskiej potrawy. Z przyjemno¶ci± wdycham go, delikatnie uderzaj±c palcami w struny gitary. Zaczynam graæ dla ciebie piosenkê, poniewa¿ wiem, jak szczególnie siê w takich chwilach czujesz. Chocia¿ stoisz do mnie ty³em, to mam pewno¶æ, ¿e na twojej twarzy jest u¶miech.
Utwór pochodzi z mojej naj¶wie¿szej p³yty, zosta³ napisany krótko po tym, jak odzyskali¶my nadziejê na twój powrót do zdrowia. Mo¿e w³a¶nie dlatego ro¶nie teraz gula w moim gardle, utrudniaj±ca mi ¶piewanie. Walczê z tym, ale i tak nie uchodzi to twojej uwadze. Spogl±dasz na mnie przez ramiê, twoja twarz wyra¿a troskê. Wolnym krokiem podchodzisz do mnie, ja odk³adam gitarê i poci±gam cicho nosem. Delikatnie przyci±gam ciê do siebie, potem przytulam. Czujê twoj± d³oñ w moich w³osach, s³yszê te¿ twój szept, jednak sens tych s³ów nie dociera do mnie, bo ca³± swoj± uwagê skupiam na próbie powstrzymania ³ez.
To nie jest pierwszy raz, kiedy dopada mnie silne przygnêbienie. Dosyæ czêsto budzê siê w ¶rodku nocy i nie mogê zasn±æ, zmartwienia nie pozwalaj± mi na to. Czasami spêdzam noc chodz±c bez celu po sypialni, czasami po prostu patrzê na ciebie. A kiedy spogl±dam w lustro widzê zgarbionego cz³owieka, z przyklejaj±cymi siê do zroszonego potem czo³a kosmykami siwych w³osów. Pomimo ¿e wcze¶niej mia³em w sobie mnóstwo pozytywnej energii, teraz jestem zupe³nie wyciszony.
Ca³ujesz mnie w policzek, nastêpnie w k±cik ust. Czujê siê za¿enowany; to nie ty powinna¶ mnie teraz pocieszaæ, raczej zupe³nie odwrotnie. Z³o¶æ miesza siê we mnie ze smutkiem, poniewa¿ wiem, ¿e nie potrafiê ci ju¿ w ¿aden sposób pomóc. Mogê co najwy¿ej poprawiæ trochê twoje samopoczucie. Lubiê widzieæ na twoich ustach niewymuszony u¶miech.
***
Po raz kolejny rozmawiam z lekarzem. Zarówno ty, jak i ja jeste¶my ju¿ zmêczeni ci±g³ymi wizytami w szpitalu, jednak ten ostatek nadziei powoduje, ¿e nie poddajemy siê.
Po smêtnej minie doktora wnioskujê, i¿ nie ma on dla mnie ¿adnych dobrych wiadomo¶ci. Czujê nieprzyjemny ucisk w okolicach ¿o³±dka, mimowolnie krzywiê siê. Lekarz mówi mi o czym¶, co wiem ju¿ od dawna – jeste¶ siln± kobiet± i z ca³ych si³ chcesz pokonaæ chorobê. Jednak…
Mê¿czyzna zaczyna milczeæ, co powoduje we mnie wzrost stresu. Mam ochotê chwyciæ go za ramiona i potrz±sn±æ nim, ¿eby ³askawie kontynuowa³, ale resztkami si³ powstrzymujê siê od tego. Zamiast tego pocieram swoje czo³o, patrz±c na niego wyczekuj±co.
- Nie mo¿emy ju¿ nic z tym zrobiæ – mówi w koñcu. – Choroba jest bezlitosna, pañskiej ¿onie pozosta³o naprawdê niewiele czasu. Przykro mi.
W tej jednej krótkiej chwili wszystko traci swój dotychczasowy sens. Chcê co¶ powiedzieæ, ale z moich ust wydobywa siê jedynie kilka urwanych s³ów. Zaczynam otwarcie p³akaæ, czuj±c na sobie pe³en wspó³czucia wzrok lekarza.
Po jakim¶ czasie wychodzê z gabinetu, ocieraj±c ³zy chusteczk± higieniczn±. Powoli uspokajam siê i postanawiam, ¿e nie wspomnê ci nic o s³owach lekarza. Ostatni± rzecz±, jakiej teraz pragnê jest martwienie ciebie jeszcze bardziej.
***
Otwieram oczy, podnoszê g³owê z miêkkiej poduszki. Miejsce obok mnie jest puste, wiêc rozgl±dam siê po ca³ym pomieszczeniu – zauwa¿am, ¿e stoisz przy oknie, patrz±c w przepiêkny krajobraz za oknem. Siadam na skraju ³ó¿ka, ono lekko skrzypi. Ty odwracasz siê.
- Wiesz, czujê siê dzi¶ wyj±tkowo dobrze – stwierdzasz spokojnie. – Chcia³abym poje¼dziæ konno. Co ty na to, kochanie?
Pocz±tkowo nie wiem, jak na to odpowiedzieæ, poniewa¿ zaskakujesz mnie. Po chwili zamy¶lenia odpowiadam pytaniem:
- Jeste¶ pewna, ¿e czujesz siê na tyle dobrze, ¿eby wsi±¶æ na konia? Sam nie wiem…
- Paul, proszê. Zale¿y mi na tym. To mo¿e byæ ostatni raz, kiedy czujê siê tak dobrze.
Wreszcie kiwam g³ow± na zgodê, z bólem przyjmuj±c s³uszno¶æ ostatnich s³ów. Pokazujesz rz±d prostych zêbów w ciep³ym u¶miechu.
Zaraz po ¶niadaniu wychodzimy na preriê. Prowadzimy dwa konie – ogiery rasy appaloosa. G³aszczesz swojego ulubieñca czule po pysku, mówi±c do niego co¶ po cichu.
Pomagam ci dosi±¶æ go, po czym upewniam siê, ¿e siedzisz wygodnie i bezpiecznie. Obejmujesz rêkami szyjê zwierzêcia, ja wsiadam na swojego konia. Spacerujemy tu¿ obok siebie, w równym tempie. Nasze d³onie stykaj± siê ze sob±.
Co chwilê patrzê na ciebie – na twarz, szyjê, tu³ów, d³onie, nogi. Przeje¿d¿am wilgotnym jêzykiem po suchych wargach, my¶l±c nad tym, jak bardzo bêdê za tob± têskni³. W³a¶ciwie to ju¿ zaczynam têskniæ, poniewa¿ zdajê sobie sprawê z tego, ¿e pozosta³o nam niewiele czasu. Wyci±gam rêkê, chwytam twoj±, przerywaj±c tym twoje zamy¶lenie. U¶miechasz siê, zatrzymuj±c konia. Robiê to samo, po czym szybko zeskakujê na ziemiê i pomagam ci zej¶æ.
Prowadzimy konie z powrotem do stajni. Gdy wychodzimy, spogl±dasz na nie têsknie. Obejmujesz mnie obur±cz w pasie, przyk³adaj±c g³owê do mojej klatki piersiowej. G³adzê ciê po karku palcami, ca³uj±c najpierw twoje czo³o, potem nos, usta i na koñcu w szyjê. Stajesz na palcach, dotykasz moich ust swoimi. Poca³unek jest ciep³y, d³ugi. Czujê, jak twoje rêce przesuwaj± siê po moich plecach.
Przytulam ciê, ko³yszê lekko twoim cia³em. Te trzydzie¶ci lat minê³o tak szybko – wydawa³oby siê, ¿e tak niedawno urodzi³a¶ nasze pierwsze dziecko. Lata te przepe³nione by³y szczê¶ciem, rado¶ci± oraz mi³o¶ci±, choæ nie zabrak³o tak¿e chwil z³o¶ci, smutku czy zw±tpienia. Jednak przetrwali¶my to, co zbli¿y³o nas jeszcze bardziej do siebie.
***
Tego dnia czujesz siê ju¿ gorzej, jednak jeszcze jeste¶ w stanie wstaæ z ³ó¿ka, aby spêdziæ dzieñ ze mn± i naszymi pociechami. Uwa¿nie obserwujê twoje zachowanie i z przera¿eniem stwierdzam, ¿e z ka¿d± chwil± masz coraz mniej si³. Nie mówisz o tym g³o¶no, ale ja widzê to a¿ za dobrze.
Kolejnej nocy robisz siê niespokojna. Po¶piesznie zapalam ¶wiat³o, nastêpnie wzywam pielêgniarkê. Tym razem nawet nie próbujê robiæ sobie nadziei…
Nasze dzieci wchodz± do sypialni ubrane w pi¿amê, patrz± na nas niepewnie. Otaczam ciê rêkami, zaczynam mówiæ do ciebie. W ten sposób up³ywa wiêkszo¶æ nocy – szepczê, g³adz±c twoj± twarz. S³abym g³osem prosisz, ¿ebym ciê poca³owa³; chêtnie spe³niam twoj± wolê.
Nad ranem twój oddech staje siê jeszcze p³ytszy, a twoje powieki mimowolnie siê zamykaj±. Robiê miejsce naszym dzieciakom, aby mog³y po¿egnaæ ciê – ka¿de z nich podchodzi, by poca³owaæ i przytuliæ ciê po raz ostatni.
Przyci±gam ciê do siebie jeszcze bli¿ej. Zbli¿am usta do twojego ucha, nastêpnie wyszeptujê:
You're up on your beautiful Appaloosa stallion. It's a fine spring day. We're riding through the woods. The bluebells are all out, and the sky is clear-blue.
Kiedy wypowiadam ostatnie s³owo, s³yszê, jak ³apiesz swój ostatni oddech. Twoje oczy zamykaj± siê…
dnia Wto 20:04, 07 Sie 2012, w ca³o¶ci zmieniany 2 razy
O kurcze, ale mi siê smutno zrobi³o. :C
O matko. To tak strasznie smutne. Tak ¶licznie to opisa³a¶, ¿e wydaje mi siê, ¿e w³a¶nie tak te ostatnie dni Paul z Lind± mog³y wygl±daæ. :(
Opowiadanie piêkne. Tak piekne jak uczucie, którym darzyli siê Paul i Linda.
(...) ¿e wydaje mi siê, ¿e w³a¶nie tak te ostatnie dni Paul z Lind± mog³y wygl±daæ. :( Wydarzenia powinny siê zgadzaæ - przeprowadzili siê do Arizony krótko przed jej ¶mierci±, Paul nie chcia³ mówiæ jej o tym, ¿e nie ma ju¿ nadziei, a ona sama dwa dni przed koñcem mia³a wystarczaj±co du¿o energii, ¿eby je¼dziæ konno. Stara³am siê pisaæ zgodnie z tym, co Paul mówi³.
A pewnie faktycznie mówi³ jak to by³o. Nie jestem za bardzo w tym temacie.
Z tego, co pamiêtam, to w naj¶wie¿szej biografii Paula jest to ca³kiem ³adnie opisane. :) Pamiêtam, ¿e siê porycza³am, jak to czyta³am - ale ja na wszystkim beczê, wiêc.
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.pljaciekrece.xlx.pl