Donbas 2011 czê¶æ 1- Azowskie Wybrze¿e 

Zofia Dzieniszewska - zapiski

Jest rok 1987. W bytomskim przedszkolu w dzielnicy Szombierki jest w³a¶nie obchodzona Barbórka. Tym razem, oprócz spiewania piosenek o dzielnych górnikach i robienia kartonowych czapek z fontaziem, ogladamy tez film. Film pokazuje ¿ycie w zagranicznym okregu przemys³owym, ponoc blizniaczym do naszego Górnego ¦l±ska, okrêgu zwanym Donbas. Pokazuj± usmiechnietych, umazanych wêglem górników, którzy z pasja opowiadaja o swojej pracy, prezentuja maszyny i kopalniane sztolnie. Filmowcy odwiedzaja tak¿e przedszkole w miejscowosci Szachtarsk. Wesole dzieci opowiadaja o swoim szczesliwym zyciu, z duma prezentuj±c ordery swoich tatusiow, górników i hutników, wyrabiajacych po 150% normy. Z filmu emanuje atmosfera radosci i wiecznego ¶wiêta. Ludzie po ulicach chodz± usmiechnieci, wszystkie dzieci w przedszkolu zyj± w zgodzie i przyjazni, a w miasteczku wszedzie s± place zabaw i kwitna kwiaty..
Siedze sobie w k±cie (ju¿ teraz nawet nie pamietam za co tam trafilam) i rozmyslam czemu u nas nie jest tak samo, jak na tym dziwnym filmie. Przeciez mial to byæ „bli¼niaczy region”? I czy to mozliwe, zeby gdzies wszyscy byli szczesliwi? A mo¿e nas troche k³ami± na tym filmie?
Ciekawe, jak tam jest naprawdê??

To samo pytanie zadaje sobie w pazdzierniku 2011 siedz±c na dolnej pó³eczce plackartnego wagonu relacji Lwów- Mariupol. Bardzo ma³o mo¿na siê dowiedziec o Donbasie. Jakie¶ enigmatyczne informacje w mediach o duzym bezrobociu, zawalajacych siê, niebezpiecznych kopalniach, ogromnym ska¿eniu srodowiska, epidemii cholery nad Morzem Azowskim i niezmiennym poparciu dla prorosyjskich nurtów politycznych w kazdych ukrainskich wyborach. Polscy turysci tam praktycznie nie jezdz±, najwyzej do wiêkszych miast. O donbaskiej prowincji znalazlam na necie tylko jedna relacje- varandeja- chlopaka z Moskwy.
Ciekawe jak tam jest naprawdê??

Zaczynamy jak zwykle czyli od d³ugiego, 10 godzinnego, nu¿±cego przejazdu przez Polske. Tlum jak zwykle po dach. Udaje nam siê jakos wcisn±c do przedzialu i tam, razem z gadatliwym chlopakiem i mi³a babka z siatka pe³na kwiatków, narzekamy na PKP i opowiadamy ró¿ne swoje barwne przygody zwiazane z polska kolej±.
Na granicy dziki t³um. Wszyscy ciagna wózeczki na kó³kach, torby podrózne, plecaki, worki o nieznanym, pierwotnym przeznaczeniu i inne paczki, wszystko szczelnie wy³adowane dobrem wszelakim nabytym w przygranicznej „biedronce”. Z toreb wystaja szyjki olejów roslinnych, p³yny do p³ukania tranin, ogromne poduszki i ko³dry mieszaj± siê z zapachem wêdzonej kielbasy, kupowanej chyba na tony.
Mimo t³oku przejscie granicy by poszlo zapewne sprawnie gdyby nie kilku kolesi, którzy tamuj± ruch. Zachciewa im siê nagle kultury i porzadku. Nie pchaj± siê razem z innymi, tylko pokrzykuj± „powoli, spokojnie, kazdy zd±¿y, nie pchac sie”. Wynik jest taki, ze wszyscy przechodz± bokiem tylko nie oni.. Unieruchomieni s± jednoczesnie ci, którzy stoja za nimi- czyli m.in. my. Na szczescie w koncu tlum unosi i tych nawiedzonych obroncow porzadku, wiêc wreszcie mo¿na siê zacz±c swobodnie poruszac.



W marszrutce do Lwowa zapoznaje Andrieja i rozmawiamy o smutnej historii jego dzieci. Córka wyjechala za praca do W³och, tam wysz³a za m±¿. Dobrze siê jej powodzi, ale przestala utrzymywac kontakt z rodzin±. Raz w roku przysyla kartke. Syn wyjechal do Rostowa nad Donem i zachorowal na AIDS. Andriej ma jeszcze dwoje mlodszych dzieci. Twierdzi, ze prêdzej przykuje je ³ancuchem do kaloryfera ni¿ wypusci za granice.. Twierdzi, ze za granica jest szatan. Cicho przytakujê i patrze w okno.. Bo co mu powiem? „Szatana tam nie ma, tylko ty masz pecha”?

We Lwowie nocujemy w holelu „Arena”. Wieczorem ruszamy jeszcze na poszukiwanie jedzenia. W wieczornym miescie prawie kazdy facet kroczy w skórzanej, czarnej kurtce, wygladajacej jak zdjeta z mlodszego brata. Dziewczyny tymczasem paraduj± po rozkopanych ulicach na szpilkach, dochodzacych chyba do 20 cm, przewaznie s± to bialo-czarne blyszczace kozaczki. Obcasy grzêzna w piachu prawie do polowy, wpadaja w szczeliny swiezo ulozonych chodnikowych plyt, a silny makijaz na twarzy tlumi emocje zwiazane z pokonywaniem kolejnych krokow.

Rano mo¿na obserwowac sympatyczna prace drogowych robotnikow. Aktywnie pracuje srednio jeden na dziesieciu. Reszta bynajmniej siê nie nudzi. Na srodku drogi plonie male ognisko, a na przyczepce mo¿na co chwile zalac zupke czy herbate goraca woda z bezprzewodowego czajnika. Z kieszeni robotnika biegajacego kolo betoniarki sterczy ogonek apetycznej kielbasy.

Grzecznie przechodzimy wszêdzie tylko na zielonym swietle!



Idac do naszej ulubionej knajpki zostajemy niemal rozjechani przez polskich rowerzystow. Z zawrotna predkoscia gnaj± po chodnikach, krzycz±c „uwaga” i „z drogi”. Mam nadzieje, ze im kiedys ktos kija w szprychy wsadzi...

W naszej knajpce za³apujemy siê na piekne spiewy. Zaczynaja siê przy jednym stoliku, potem do³±czaja siê kolejne. I bynajmniej nie s± to jakie¶ pijackie wrzaski- czê¶æ ekipy nawet robi wrazenie jakby spiewala gdzies razem zawodowo.

W pociagu fajna prowadnica- wogole nie zamyka kibla, tylko prosi, zeby nie korzystac na stacjach. Naprzeciw mnie siedzi babuszka, o któr± rodzina chyba bardzo siê martwi jak zniesie podroz, bo co chwile do niej dzwonia. A babuszka powtarza do telefonu jak mantre: „Tak , dobrze spalam. Jest mi wygodnie, nie jestem glodna, nie, nie jest zimno w wagonie”

Kawa³ek za Donieckiem pociag wjezdza na teren jakiegos kombinatu. Naliczylam ponad 20 kominow. Kolorowe dymy buchaj± prosto w okna poci±gu. Próbuje zrobic zdjecie,ale szyba tak brudna, ze nic nie wychodzi Gdzies na tle wysokich kominow pasie siê stadko przydymionych kóz. Dalej pociag wjezdza w „osiedle garazy”. Kazdy inny, remontowany i rozbudowywany wed³ug fantazji wlasciciela. Obite pap±, dykt±, eternitem, blach±, jeden dach wyglada jakby by³ zrobiony ze skrzyde³ samolotu. Zwraca uwagê garaz pomalowany swiezo czerwona farba, a na jego scianie staranne grafitti- go³a kobieta w wyzywaj±cej pozie. W jednym z ostatnich garazy miesci siê kafe „wstriecza”. Przed kafe 3 stoliki z krzeselkami wygladajace na wyniesione z jakiejs szkoly. Pod stolem skubie zwiêd³a trawe ³aciata koza.

W Dniepropietrowsku i Doniecku mamy dluzsze postoje, ale nikt nie handluje pierozkami. Niech to szlag! Trzeba siê by³o zaopatrzec w zarcie na postoju w Piatichatkach I znowu podró¿ „na glodno”...

Do Mariupola dojezdzamy ju¿ po zmroku. Od razu kierujemy siê do dworcowych „komnat oddycha”.



Miejsca sa- ale ku naszemu wielkiemu zaskoczeniu, babka twierdzi ,ze nie przyjmuja obcokrajowcow. Mowi, ze takie polecenie od naczalstwa i poleca nam hotelik „Azow” polozony blisko dworca. Wydaje nam siê to wszystko dziwne , wiêc idziemy jeszcze zapytac w informacji. Tam potwierdzaja i tez kieruja nas do tego samego hoteliku. Có¿, chyba maja jaki¶ uklad z tym hotelem... Nie chce nam siê ju¿ szukac po nocy innego noclegu, wiêc idziemy tam.. Hotelik by³ na pewno mily przed remontem..Teraz wszystko jest nowe, ceny równie¿. Smierdzi swieza farba. Wszystko jest tak odpicowane, ze strach plecak przy scianie postawic, babka z recepcji z przerazeniem przenosi wzrok z jasnego dywanu na nasze buty i z powrotem, a po kazdym zabitym komarze zostaje trudny do starcia ¶lad na sterylnej scianie.. A komarow tu pelno- mimo, ze ju¿ polowa pazdziernika! ¬ród³em wody jest tu prysznic, który wyglada jak panel sterowniczy statku kosmicznego, ale wyprac cos pod nim wymaga ogromnej akrobacji bo leje na wszystkie strony.. Ech.. nie ma to jak lekko zdemolowane , ale funkcjonalne wnetrze lwowskiego hotelu „Arena”

Idziemy jeszcze wieczorem do centrum, przekradajac siê ciemnymi uliczkami, które zdaja siê prowadzic donik±d. Gdzies pod sklepem nachlany facet kopie puszystego kota.. Czasem mi zal, ze nie mam 2 m wzrostu i 150 kg wagi, zeby takiemu przypier*** mimochodem!
W centrum zjadamy pizze przygladajac siê zyciu miasteczka. Z³ota mlodzie¿ sciga siê samochodami, biorac zakrety z piskiem opon. Babuszka chodzi z wylinialym pieskiem i ¿ebra, w siatce niesie jakie¶ patyki, mowi, ze zbiera opa³ na zime. Wystrojeni w garnitury chlopcy przechadzaj± siê g³ównymi ulicami z dziewczynami ubranymi w wyjsciowe dresy. Nie widac nigdzie morza. Nie czuc zapachu morza. Nie czuc klimatu nadmorskiej miejscowosci.

Rano mg³a, ma³o co widac. Robie wielk± g³upote bo wychodzê bez sniadania. W planach jest zje¶c na brzegu morza, ale wszedzie krêci siê du¿o psów , wiêc plan wyjecia mielonki nie nastraja optymistycznie (acz kto wie? Mo¿e by uciekly? ) W nadmorskiej czê¶ci dominuje wiejska zabudowa. Ma³e domki po³o¿one za wysokimi p³otami. Ka¿dy p³ot jest odzwierciedleniem fantazji w³asciciela- blacha falista, eternit, deski, a czasem pancerny, gruby metal nieznanego przeznaczenia. Wokó³ du¿o kwiatów, ale niestety tez smieci.





Zagadka- jaki kolor lubi± najbardziej mieszkancy tego obejscia?



Na brzegu po³amane p³yty i ró¿noksztaltne gara¿e dla ³ódek.



W koñcu po dwóch godzinach poszukiwañ miejsca w³asciwego na sniadanie wracamy na pla¿e gdzie spo¿ywamy nasza „konserwe kibica” przywieziona jeszcze z Polski. Ma paskudny chemiczny smak, ale nie mamy w tej chwili nic innego jadalnego ze sob±.





Idziemy zobaczyc najwiekszy kombinat Mariupola zwany Azowstal. Widac go ju¿ z daleka. Kominów jest kilkadziesiat i puszczaja ró¿nobarwne dymy: bia³e, szare, rudobr±zowe.. Najbardziej paskudne s± te rude... Tak jak w ca³ym mie¶cie powietrze jest w miarê w porzadku, to pod samym kombinatem nie nadaje siê ju¿ do oddychania. Zaczynaj± piec oczy, do których ci±gle cos wpada. W ustach pojawia siê obrzydliwy kwasny smak , który zmusza do ciag³ego spluwania. A nad wej¶ciem do kombinatu wy¶wietlane s± rózne napisy, m.in. ¿e w zyciu najwazniejsze jest zdrowie i ekologia...







Obok zak³adu przep³ywa rzeka. Prosto do niej wali z rury bia³a, spieniona, cuchnaca ciecz. Wokó³ niej krêc± siê t³umy rybaków z wêdkami i roznymi typami samodzielnie wykonanych sieci. Czemu u licha ³owi± akurat tu? Ryby lepiej biora bo tworzy siê wir i nie moga odplyn±c? S± zdechle i same wpadaja w siec? A mo¿e kazda ma po dwa apetyczne ogony?



Morze w przemys³owej czê¶ci Mariupola jest zupelnie przejrzyste...nie ma koloru ani zapachu. Nie zaobserwowalismy ani pol glona, wodorostu, meduzy, slimaczka. Wyglada na pustynie biologiczna- acz duza ilosc wêdkarzy sugeruje ze sa w nim ryby.. Ptaki widzia³am na plazy cztery- dwa zywe, dwa zdechle..

Marzy mi siê jakas wieza widokowa, z której mo¿na by dogodnie spojrzec na ca³y kombinat i miasto.. Ale kto by j± postawil w takim miejscu i po co? W tym momencie toperz zauwaza opuszczony wiezowiec! Marzenia siê czasem tak szybko spelniaja Wiezowiec stoi w srodku osiedla, widac ze by³ kiedys zamieszkany.







Jest w nim bardzo dziwna klatka schodowa, która nie prowadzi na piêtra tylko na pó³pietra, z których na mieszkalny poziom trzeba siê wspi±c po scianie albo zeskoczyc..



Nie ma w budynku drugiej klatki schodowej acz widac, ze kiedys by³y windy. Na dach nie udaje siê jednak wejsc.
Przed wiezowcem spotykamy dziwnego goscia, o ciemnej urodzie i totalnie mêtnym, nieobecnym spojrzeniu. W po³±czeniu z rozrzucownymi nieopodal strzykawkami nie robi to dobrego wra¿enia. Pospiesznie oddalamy siê z tego miejsca.

Po poludniu znajdujemy kawa³ek piaszczystej pla¿y, której brzegiem jedzie poci±g.


Morze w tej czê¶ci miasta jest zielone, pe³ne drobnych ,lepkich glonów. Widzimy jednego desperata, który siê k±pie. Mijamy sanatorium „Metalurg”. To chyba tutaj wypoczywaj± i dotleniaja siê pracownicy zakladu polozonego 3 km dalej?

Z k³adki nad torami widzimy dziwna, ciemna smuge na morzu. Nie wiemy czy to plycizna, tor wodny scieku czy azowski potwór...

Wieczorem idziemy sobie jeszcze wypic piwko na rybackich pomostach, wybieramy miejsce pod opuszczonym dzwigiem.



W dali huczy kombinat, p³ona kominy, lataja nietoperze, miaucza roje puszystych kotów, pokrzykuj± rybacy i zapada powoli zmrok. Tylko morze jest ciche, spokojne, rowne jak tafla, zlewajace siê z horyzontem.. jakie¶ takie sztuczne..jakie¶ takie martwe..

Wieczorem dostajê dziwnej wysypki.. Mamy dwa typy: albo wyziewy Azowstali by³y gorsze ni¿ przypuszczalismy, albo to konserwa kibica o zawartosci miêsa 23%... Ale zyrtec, wapno i fenistil dzialaja cuda- rano wysypki ju¿ nie ma..

W knajpie mamy okazje ogladac modne, rosyjskie teledyski, gdzie dominuj± wyuzdane panienki, szybkie auta, kradzie¿e, napady, ucieczki i duze pieni±dze.. A slowa piosenek traktuja o milosci, tej jedynej, prawdziwej, na zawsze...

W sklepach w Mariupolu mo¿na wci±z napotkac duze baniaki z „dobra wod±”. Wiosn±, kiedy mieli tu epidemie cholery, wprowadzili zakaz picia wody z kranu. Automatycznie wszyscy mieszkancy rzucili siê do sklepow i wykupili caly zapas wody mineralnej, nie tylko w miescie, ale i w calym regionie. Zaczely wiêc jezdzic po osiedlach beczkowozy. Szybko jednak poczt± pantoflow± ludzie siê dowiedzieli, ze beczkowozy s± myte woda z morza, wiêc wiêkszo¶æ stracila do nich serce. Potem pojawily siê w sklepach duze butle z kranikami gdzie kazdy mogl nabrac „dobrej wody”. Epidemie ju¿ dawno odwolano, ale przyzwyczajenie pozostalo. Acz nikt jakos nie porusza tematu skad owa „dobra woda” pochodzi...Jest bezplatna.. Mo¿e jest z kranu?



Rano leje, a my suniemy w stronê Nowoazowska. Planujemy spaæ w tym miasteczku wiêc ruszamy na poszukiwanie noclegu. Hotelik jest ,ale nieczynny. W zakladzie fryzjerskim polecaja nam jaki¶ przydrozny motel w dzielnicy zwanej Pricza³. Postanawiamy zapytac o to miejsce jakiegos taksowkarza. W koncu znajduje jednego- ma ciemna kaukaska urode, p³aski bokserski nos i rêce cale w sznytach. O Priczale nigdy nie slyszal. Wogole koles nie jest zbyt skory do rozmowy i jakos dziwnie na mnie ³ypie. Wiêc i ja nie kontynuuje rozmowy. Napiernicza deszczem coraz mocniej. Myslimy, zeby jechac dalej, do Siedowa i tam szukac noclegu. Autobus tam dzi¶ jedzie, ale ju¿ nie wraca.. Wiêc jak nic nie znajdziemy to dupa i spimy na plazy w deszczu bez namiotu.. Postanawiamy w koncu jechac do Siedowa taksowka, mo¿e taksiarz cos pomoze znalezc. Ale szukamy innej taksowki Trafiamy na milego starszego goscia, który obiecuje nas zawiesæ do Jury, swojego znajomego. Stara ³ada rusza z kopyta przywalajac z impetem podwoziem w jakas dziure..No to koniec jazdy -sobie mysle.. ale ³ada ochoczo sunie dalej. Siedze z przodu, wiêc z przyzwyczajenia siegam po pas, a taksowkarz usmiecha siê tajemniczo.. Odkrywam, ze nie mam gdzie owego pasa przypiac, ju¿ wiem skad ten usmiech, odwieszam pas...

Jura jest bardzo zaskoczony najazdem turystow- jeszcze o tak dziwnej porze roku, ale zaraz sprawnie odgruzowuje nam pokoik.





Zrzucamy plecaki, bierzemy kurtki i mimo deszczu postanawiamy obejrzec miejscowosc. Ubieram moj± pelerynke w barwach maskujacych, co Jura kwituje stwierdzeniem: „Teraz to nie tylko deszcz ale i wojna ci nie straszna!”.
Kr±¿ymy po wymar³ej wiosce, ciesz±c siê niezmiernie, ze taksiarz nam pomogl znalezc nocleg, bo wszystko opustoszale i zamkniete na glucho. Widac knajpy, pensjonaty, ogrodki piwne..



Myslimy sobie - „Niet siezona” a latem to pewnie wszystko têtni zyciem. Z braku knajpy zaopatrujemy siê w sklepie i zjadamy suchy prowiant na rybackim kawalku plazy. Na brzegu powciagane ³ódki, stare baraki, miejsca do cumowania ³ódek z pogiêtej, podzewia³ej blachy falistej. Nie siedzimy jednak dlugo, wywiewa nas lodowaty wiatr..



Wracamy do wioski. Niebo siê troche rozchmurza, w gasnacym sloncu spacerujemy deptakiem opustosza³ego kurortu. W jednym z zadaszonych ogrodkow piwnych konsumujemy swoje zapasy. Gdzies obok to samo robia miejscowi.



Na drogach wszedzie woda, woda, du¿o wody. W ka³uzach wielkich jak jeziora odbija siê slonce chylacego siê do snu dnia.



Wracamy do Jury. Wspolnie wypijamy herbate i domowe mlode wino z ogromnej butelki. Po powierzchni wina cos plywa, w konsystencji wyglada jak meduza lub hodowany przez moich rodziców grzybek zwany „kombucha”. Wino jest pyszne, kwaskowate, przypomina troche trunek z delty Dunaju zwany „nowak”. Wypijamy po trzy stakañczyki, bo jak twierdzi Jura: „Boh liubit trojku”. Jura narzeka na dzisiejsze ¿ycie. W Siedowym za sajuza by³ kombinat rybny, ko³choz, teraz wszystko zamkniete. Trawa zarasta dawne maszyny, których jeszcze nie zd±¿yli rozkra¶æ. Jura, chyba jako jeden z niewielu napotkanych przez nas ludzi na wschodniej Ukrainie, jest zwolennikiem i entuzjast± Unii Europejskiej. Bardzo by chcial aby Ukraina mogla siê przy³aczyc. Motywuje to stwierdzeniem- „By³ sajuz by³o dobrze- rozpadl sie- jest ¼le. Trzeba nam nowego sajuza!”
Opowiada tez, ze w Azowskim morzu ju¿ prawie nie ma ryb. Zorganizowane mafie k³usowników wszystko wy³owi³y, znaj±c rybie siedliska, kryjówki i tarliska. Drobnych k³usowników, takich jak on, goni i policja, i mafia. Ale ludzie je¶æ musz±. Wêdkuja po kryjomu, zim± chodza daleko w morze, nieraz kilka kilometrów i ³owia spod lodu malutkie rybki, mniejsze du¿o od byczka. Ot, takie jak Jura ma dzi¶ na obiad.



Pracy w Siedowie nie ma. Czy mo¿na dorobic na turystach? Cale wybrzeze jest obudowane pensjonatami. Potencjalny turysta przyjezdzajacy na kwatere nie ma nawet gdzie siê wyk±pac w morzu. Czasem wpadnie do Jury jaki¶ znajomy z Donbasu, posiedzi, pogada, napije siê. Ale od znajomego to az glupio brac pieniadze...Obcy raczej tu nie wpadaj±..
Pensjonaty byly zak³adowe, z hut i kombinatów Donbasu. Dawniej wypoczywaly tu t³umy. By³y darmowe wczasy nad Azowem to siê jechalo tu, a nie gdzie indziej. Za niepodleglej Ukrainy czê¶æ obiektów siê sprywatyzowala. Duza czê¶æ nie wytrzyma³a konkurencji z Krymem. Kurortowe Siedowe zaczê³o pustoszeæ. Miejscowo¶æ ostatecznie dobi³ ostatni sezon. Wiosna og³osili epidemie cholery- zakaz k±pieli w morzu, zakaz jedzenia ryb, zakaz picia nieprzegotowanej wody, media odradza³y przebywanie w tym rejonie, grupowanie siê ludzi. Nie przyjecha³ wiêc Donbas, nie przyjecha³a Rosja, nie przyjecha³ nawet Rostów nad Donem. Latem otwarly siê dwa pensjonaty, dwa z kilkudziesieciu. Nie otwarly siê knajpy. Cholery ju¿ nie ma. Opinia i s³awa zosta³y. Pólnocny Azow= cholera- o tym ju¿ wie kazdy na Ukrainie. Wioska stracila jedyne ¼ród³o utrzymania.
Jak bêdzie za rok? O tym nikt teraz nie mysli. Kazdy mysli jak przetrwac zime, zdobyc opa³.
Zwykle zarabiali na to latem, ale to lato by³o inne. Na kazdym pensjonacie kartka: „sprzedam lub wynajme”. Ceny polecialy na ³eb. Mo¿na kupic pensjonat za bezcen. Tylko po co, skoro trzeba pilnie naprawic dach a prawdopodobnie nikt do niego za rok nie przyjedzie?

Jura narzeka na mlodych, ze albo za granice uciekaja i zapominaja o rodzinie, albo wódke chleja za renty dziadków.
Ludzie obecnie nie hoduj± tu zwierzat. Ponoc nie ma gdzie wypasac, ziarno drogie..Oddali, sprzedali, zjedli ca³a chudobê. Uznali, ze ³atwiej doiæ rosyjskich turystów ni¿ krowe. Teraz nie ma ani turystów ani krowy.

Ca³y czas widze w oczach Jury zdziwienie i pytanie..Po co? Dlaczego po sezonie? Rostów nie przyjechal, Donieck nie przyjechal – a przyjecha³a O³awa? Do niego na kwatere prawie 2 tys kilometrów? Dlaczego nie siedzimy latem na Krymie tylko ³azimy w zimnym ulewnym deszczu wsrod opuszczonych pensjonatów? Drugiego dnia na Jurê sp³ywa o¶wiecenie- stwierdza , ze on ju¿ wie! My nie turysci- my na pewno piszemy ksiazke! Nie pomagaj± wyjasnienia. On tez ju¿ nie pyta.. Tylko jeszcze bardziej ochoczo opowiada o rejonie i prosi aby to wszystko opisac: „Niech swiat siê dowie o nas i naszej wiosce! Niech swiat siê dowie o Siedowie.”

Jura ma kota. Przypl±ta³ siê wiosn±. Zabiedzony kociak, z jednym oczkiem. Przygarn±³ go, odkarmi³. Mia³ byæ Nelson, ale okaza³o siê , ze to kotka- zosta³a Nelka



Codziennie Jura nam opowiada dokladnie co mowili w telewizji- to o aresztowaniu i procesie Julii, to o bandytach z Odessy, to o kolejnej pok±tnej prywatyzji..

Jura twierdzi, ze ma 70 lat- jak dla nas wygladal góra na 50.. Albo znalazl gdzies na stepie ¼ród³o mlodosci albo trzeba codziennie wcinac azowskie rybki, zeby siê tak swietnie zakonserwowaæ.



Oprócz normalnej s³awojki kibelek jest tez w domu. Sprytny gospodarz wygospodarowal za zaslonka czê¶æ kuchni na potrzeby kibelkowo- lazienkowe. Siedzac w kibelku mo¿na czynnie uczestniczyc w biesiadzie za stolem



Rano wita nas slonce, suniemy wiêc w strone Krywej Kosy. Nie udaje siê jednak dotrzec do konca, dochodzimy do szlabanu. Na wartowni nam mowia, ze dalej rezerwat ,mo¿na wejsc tylko za biletem i tylko w sezonie. Probujemy ich przekonac, ze my zaplacimy i ze mo¿e siê jakos dogadamy, ale s± wyjatkowo nieprzekupni i nieugiêci. Bilet musi przejsc przez kase fiskalna, a maj± j± tylko w sezonie. Zabawne jest, ze w miejscowosci turystow praktycznie brak, a dostepu do mierzei pilnuja az trzy osoby: komandir, pomocnik i m³ody, który siê uczy. Aha! Zapomnialam jeszcze o ³adzie niwie z napisem „ochrana zapowiednika” , w której siedzialy 3 osoby i wygladalo, ze jada do wsi po wódke.

Idziemy sobie zatem wybrzezem kosy, przedzieraj±c siê przez chaszcz trzcin zakrywajacych nas z g³ow±.





Gdzies tam ko³ysz± siê motorówki, a na ³achach piasku wygrzewaja mewy.





Zatoka od strony Nowoazowska jest strasznie brudna, ma zapach przeterminowanego syropu od kaszlu. Nawet grzywy fal s± br±zowe, takie jakie¶ blotniste...na brzegu piana, popêkany piach, gdzieniegdzie zdech³a mewa..





W takich warunkach to nawet cieñ musi siê napiæ!



Dalej kawa³ek czystej, piaszczystej pla¿y. Robimy sobie tu krotki biwak.



Pobyt na pla¿y bez fiko³ków jest niewa¿ny!





Mijamy tez dziwny cmentarzyk w¶ród pól, daleko za wsi±.. Ko³o siebie groby z krzyzem i z gwiazd±..





Na betonowym wybrzezu jakiegos dawnego pensjonatu gotujemy obiad- fasolke. Zanim jednak fasolka trafi do mena¿ki musimy stoczyc d³ug± walke z opakowaniem- skrzyzowaniem puszki i sloika.. Nasz chinski nóz i aluminiowy niezbednik nadaja siê jedynie do otwierania batoników.. Do walki z puszk± u¿ywamy gwo¼dzia z ogrodzenia i ró¿nych gabarytów kamieni.

Idziemy w stronê polecanej przez Jurê wioski Obryw. Cale wybrzeze, ci±gn±ce siê przez kilka kilometrow , jest obstawione pensjonatami. Op³otowane, zamkniete. Nie sposob wejsc na pla¿ê czy chociaz zobaczyc morze.. Praktycznie wszystkie pensjonaty opuszczone. Stan ró¿ny, w niektórych s± jeszcze meble , sprzêty, szyby w oknach..W innych wali siê ju¿ dach, wnêtrze wypatroszone. Jedyne co jest nowe, ¶wiecace i tegoroczne to k³ódki na bramach. Kazdego pensjonatu pilnuje stra¿nik i psy. Wyglada na to, ze pó³ wsi pilnuje, ¿eby drugie pó³ nie moglo tam wej¶c.. Mamy poczucie totalnej nierealnosci i bezsensu- nie mo¿na przebywac na pla¿y bo nale¿y do pensjonatu, nie mo¿na zamieszkac w pensjonacie i korzystac z pla¿y bo pensjonat ju¿ nie istnieje..









Za tabliczka oznaczaj±ca koniec Siedowa konczy siê zwarty mur pensjonatów i zaczyna normalna wies. Mo¿na podejsc do morza. Na pla¿y rakuszecznik, a kawa³ek dalej radar i wie¿yczka straznicza.


Za radarem zaczyna siê gliniasty klif ci±gnacy siê az na rosyjska stronê. Schodzimy na dó³ stromym zboczem, które kto¶ m±drze zabezpieczy³ lin±.



Na dole gliniaste ska³ki, pofa³dowany brzeg, jakie¶ mini jaskinie.





Wracamy, bo slonce siê ju¿ chyli ku zachodowi a przed nami jeszcze kilka kilometrow drogi. W zapadajacych ciemnosciach kroczymy sobie szos±. Mija nas autobus, a chwile pozniej z piskiem opon hamuje przy nas ³ada. Wychodzi z niej dwóch go¶ci, jeden w moro, drugi w cywilu. Pokazuja jakie¶ pe³ne piecz±tek legitymacje i chca zobaczyc nasze dokumenty. Rutynowe pytania, skad, dokad, gdzie tu mieszkamy i co robimy po zmroku pod rosyjsk± granic±. Wertuj± dlugo nasze paszporty wpatruj±c siê wyba³uszonymi oczami g³ównie w piecz±tki. Jeden z nich robi wrazenie jakby po raz pierwszy w zyciu widzia³ inna czcionke, ni¿ ta ,do której przywyk³ na codzien. Dziwia siê , ze tak czêsto bywamy na Ukrainie. Pytaja gdzie byli¶my w tym roku na poprzednich wyjazdach. Ju¿ mam na koncu jêzyka, ze w maju ³azilismy przy bia³oruskiej granicy a we wrzesniu przy rumunskiej, ale mogloby to dziwnie zabrzmiec A koledzy mog± nie mieæ poczucia humoru Po dluzszej chwili oddaja paszporty i odjezdzaja. Nie mija jednak 5 minut jak znow nas doganiaja i proponuja podwiezienie do wsi. Mamy nieodparte wrazenie, ze nie kieruje nimi bezinteresowna chec pomocy strudzonym wêdrowcom, a raczej potrzeba sprawdzenia czy my naprawdê spimy w Siedowie pod wskazanym adresem. Wbrew prosbom nie chca nas wysadzic w centrum wsi. Podwo¿± nas pod sama brame, odprowadzaja wzrokiem gdy wchodzimy do ogrodu. Nie odjezdzaja od razu, czekaja czy wejdziemy do domu.

Rano wyjezdzamy z Siedowa. Mijamy „bezimienne” zapad³e wioski,



rozlewska nad szarym morzem, bezkresne pola poro¶niete jaka¶ bordow± roslin±. Po drodze przydrozne male cmentarzyki. Kazda mogi³a otoczona zelaznym p³otem.. Có¿..potrzeba prywatnosci i grodzenia siega nawet poza grób...
Autobus jakos wyj±tkowo ma³o trzêsie. -pewnie, zeby uspic nasz± czujnosc. Przed samym Mariupolem wpada w jakas wielka rozpadline, wyrzuca nas pod sufit, po czym spadamy na twarde siedzenia. Ojej, az mi cos chrupne³o w krzy¿u..

Dzi¶ idziemy w Mariupolu w strone portu.



Betonowe mola s± przewaznie ogrodzone, ale nikt siê tym nie przejmuje. Miejscowi szybko nam wyjasniaja jak najsprawniej ominac zasieki.



Du¿o ludzi ³owi tu bez wêdki na sama ¿y³ke. Zwykle spotykalam wêdkarzy, dla których ³owienie by³o form± hobby, spedzania wolnego czasu. Tu, w Mariupolu, mam wrazenie , ze dla sporej ilosci rybaków, g³ównie kobiet, ³owienie jest desperacka próba poszukiwania jedzenia. Nie ma tu krzese³ka, piwka pod reka, torby z wa³ówa i czapeczki moro. Jest tylko smutny wzrok wbity w ¿y³ke, tonaca gdzies w ciemnych odmetach brudnego morza.





A w tle zarys kombinatu zamyka horyzont. Niebo nad Azowstal± chyba nigdy nie jest pogodne.. Chyba zawsze wisi tam mg³a, zbieraja siê chmury- bia³e, k³êbiaste, znikajace szybko i rude- pe³zajace nisko przy ziemi, rozchodz±ce siê powolnymi smugami na ca³a okolice.





Mam wrazenie , ze w Mariupolu wszyscy chrz±kaj±, a przynajmniej , ze robia to czesciej ni¿ gdzie indziej. Ja jakos nie chrz±kam Momentami tylko zapach i charakterystyczne rozszczepianie siê slonca w powietrzu przypomina mi bardzo dawne czasy.. Jak dzi¶ widze letni, bezwietrzny, upalny dzien, 40 stopni i duchota namacalna. Ma³a buba wraca z babci± z przedszkola. Powietrze dziwnie drga, a odlegle przedmioty i kontury za³amuj± siê. Linie nie s± proste, faluja tak jak obraz widziany nad ogniem. Babcia ciagnie mnie do domu, powo³ujac siê na spuszczony w³a¶nie z huty Bobrek rdzawy dym. Mnie ten zapach nie przeszkadza, nawet na swoj sposob go lubie.. Ku rozpaczy babci biegam po niekoszonych dawno osiedlowych trawnikach i zbieram dorodna koniczyne. W koñcu dostaje w kuper i wêdruje za ³apke do domu. Ale mam ze soba mój koniczynowy bukiecik, który wci±¿ utrzymuje zapach. Ten zapach. Ten sam. Ten z molo w Mariupolu. Nie czu³am go nigdzie ju¿ ponad 20 lat...

Dalej tuptamy sobie w stronê portu. Na teren nie udaje nam siê wejsc ale i z zewnatrz mo¿na siê nacieszyc widokiem dzwigów i maszyn. Kilkakrotnie wzrok krzyzuje siê ze zdziwionym wzrokiem umundurowanych straznikow. Ale tym razem siê nie boje, ze mi którys zabierze aparat! Mam zapasowy i dodatkowo zmieniam codziennie karte









Spotykamy dzi¶ w Mariupolu pierwszego turyste. Ma plecaczek, kurtke moro i wielki aparat. Robi z zapa³em zdjecia opuszczonego dzwigu i kombinatu. Mam nadzieje, ze mo¿e uda siê nawi±zac kontakt wzrokowy i cos zagadac, ale kole¶ jest tak wpatrzony w ekranik swojego aparatu, ze nawet nas nie zauwaza.

Wieczorem babka z hotelu w³±cza nam ciepla wode wiêc decydujemy siê umyc ³ebki. Wytrz±samy z nich py³y Azowstali, rakuszecznik nadazowskich pla¿ (fiko³ki!), wilgotny tynk opuszczonych wie¿owców, ró¿nobarwne b³oto oraz wszelakie inne potencjalne ¿yj±tka z koców, materacy i poduszek, z którymi mielismy szanse siê zaprzyja¼niæ w ci±gu minionego tygodnia

Poza tym jaki¶ z³y los spotka³ nasze lewe buty- mój i toperza. Rozumiem , ze na wyprawie dominuje zapach nie¶wie¿ego buta- to siê zdarza i jest normalne. Ale nasze nabra³y silnego aromatu wilgotnej piwnicy opuszczonego domu gdzie od lat w szafie le¿± jej w³asciciele.. No mo¿e troche przesadzilam- zwykla zatêch³a piwnica! Wplywa to równie¿ mocno na stan skarpetek, które decydujemy siê wyprac- choc nie bardzo mamy je gdzie wysuszyc.. Trudno, bêd± dyndac na plecaku w elektriczce

A jutro do Doniecka!

CDN





W naszej knajpce za³apujemy siê na piekne spiewy. Zaczynaja siê przy jednym stoliku, potem do³±czaja siê kolejne. I bynajmniej nie s± to jakie¶ pijackie wrzaski- czê¶æ ekipy nawet robi wrazenie jakby spiewala gdzies razem zawodowo.



Dorzucilam krotki filmik ze spiewami z owej knajpki. Troche charczy - taki dyktafon na komórce
http://www.youtube.com/watch?v=TcwbeRk50LU

Siedzielismy w tej knajpie dobrych pare godzin
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • jaciekrece.xlx.pl