Zofia Dzieniszewska - zapiski
Na specjaln± pro¶bê Koali ;)
John siedzia³ zgarbiony na fotelu w swoim pokoju hotelowym, podtrzymuj±c g³owê rêkami. W zasiêgu jego wzroku by³ lichy rega³, stolik z pust± butelk± piwa i otwart± paczk± Mallboro oraz kanapa z poplamionym po prawej stronie, od drzwi, obiciem.
John skupiaj±c wzrok na niej leniwie pokrêci³ g³ow± z dezaprobat±. Przypomnia³ sobie jak George pij±c colê, nie uwa¿a³ i rozla³ j± tam.
"To by³o wczoraj; tak, to by³o wczoraj..." - my¶la³ tak, jakby chcia³ opowiedzieæ komu¶ historiê poplamionej kanapy.
Dopu¶ci³ do swojej ¶wiadomo¶ci, ¿e jest sam. Cisza, która panowa³a w pomieszczeniu by³a co jaki¶ czas zak³ócana jego g³êbszymi oddechami.
Drzwi pokoju otworzy³y siê z hukiem, co wyrwa³o Lennona z zamy¶lenia. Wyprostowa³ siê i odwróci³ g³owê. Ujrzawszy jedynie Paula powróci³ do wcze¶niejszej pozycji.
- Stary, nie uwierzysz, co... - zd±¿y³ powiedzieæ Paul zanim John mu przerwa³:
- Nie uwierzê.
Paul nie przejmuj±c siê s³owami Johna próbowa³ zwróciæ na siebie jego uwagê. Lennon podniós³ ociê¿ale pokryt± charakterystyczn± fryzur± g³owê, ¿eby widzieæ Paula od pasa w górê, a nie w dó³, choæ teraz wola³by go w ogóle nie widzieæ. Odgarn±³ grzywkê z prze¶wiadczeniem o tym, ¿e Paul szybko nie wyjdzie.
- Takie fajny buty na przecenie widzia³em! - obwie¶ci³ Paul. Oczekiwanie na odpowied¼ Johna przerwa³o mu jego w³asne gadulstwo: - No. Powiedzia³em Brianowi, ¿e przyda³yby mi siê nowe buty, bo te ju¿ siê rozklei³y - pokaza³ na swoje stopy - A on da³ mi ten oto banknocik - wyj±³ z kieszeni 50 dolarowy papierek i pomacha³ Johnowi przed nosem - i powiedzia³, ¿ebym sobie kupi³! Rozumiesz?! Da³ mi pieni±dze! Hahaha!
John u¶miecha³ siê do przyjaciela, lecz wiedzia³, ¿e w tej sytuacji bardziej wskazany by³by p³acz.
- I co? - zapyta³ zaciekawiony - Zamierzasz kupiæ za to te buty?
- No, a nie? - dziwi³ siê McCartney jakby to by³o o oczywiste.
Lennon zareagowa³ klasycznym face palmem i tym samym wróci³ do wpatrywania siê w czerwono-be¿owe wzroki na dywanie.
McCartney pochyli³ siê tak, ¿e obraz dywanu zaburza³a Johnowi jego twarz. Pomacha³, daj±c znak, ¿e tu jest i co¶ chce b±d¼ bêdzie próbowa³ wy³udziæ.
- Chod¼ ze mn± - poprosi³ grzecznie prostuj±c siê i ci±gn±c za sob± wzrok Johna.
- Gdzie? - Lennon by³ nieco oszo³omiony ca³± sytuacj±, chocia¿ wierniej oddaj±cym jego stan s³owem jest "przymulony".
- No po buty! - odpowiedzia³ McCartney nieco zmartwiony lekk± niepoczytalno¶ci± Johna. Lennon w tym momencie zrozumia³, ¿e Paul woli wydaæ swoje pieni±dze, ba, swoje jedyne pieni±dze, na buty ni¿ na wieczornym wypadzie do klubu. Spu¶ci³ g³owê, zamkn±³ oczy i obmy¶la³ ka¿de za i przeciw.
- Idê. - oznajmi³ krótko i szybko podniós³ siê z krzes³a. W porównaniu ze swoim stanem sprzed kilku sekund wygl±da³ jak nowo narodzony.
Na korytarzu przy recepcji ch³opcy zauwa¿yli Briana. Paul uradowany, John nieco mniej, mieli zamiar przej¶æ niezauwa¿eni, bo, jak to siê mog³o okazaæ, zaraz maj± koncert, wystêp w jakim¶ talk-show albo Bóg wie co. Nie uda³o im siê to i ju¿ trochê zdenerwowani mo¿liwo¶ci± podciêcia im skrzyde³, na których mieli zamiar dolecieæ do sklepu obuwniczego - chwilowego miejsca przeznaczenia Paula - postanowili siê zachowywaæ jak najbardziej naturalnie.
- Gdzie idziecie? - spyta³ ich Epstain odrywaj±c siê od podpisywania jaki¶ ¶wistków na ladzie recepcji.
- Po buty! - odpowiedzia³ Paul wyszczerzaj±c siê.
"No i naturalno¶æ cholera wziê³a..." - przewinê³o w my¶lach Johna - "A mo¿e tak na prawdê wygl±da naturalno¶æ Paula?"
Brian nie pozwala³ im przej¶æ dalej. Lennon zauwa¿y³, ¿e manager mierzy go wzrokiem. Nie mia³ czasu, aby doszukiwaæ siê w tym jakiego¶ erotycznego podtekstu.
- Ty te¿ - oznajmi³ Epstein krótko i wrêczy³ mu 50-dolarowy banknot - albo jutrzejszy koncert bêdziesz gra³ na bosaka. Bez ¿adnych numerów! - ostrzeg³ Johna, ale on ju¿ chyba tego nie us³ysza³, bêd±c w amoku spowodowanym nag³ym przybyciem niema³ej gotówki.
Brian wróci³ do swoich ¶wistków, ch³opców ju¿ w hotelu nie by³o.
"Byæ albo nie byæ" - powtarza³ John w my¶lach, przy czym "byæ" oznacza³o zabawê w klubie, a "nie byæ" koncert w pe³nym ubraniu. Nie by³ do koñca pewny, czy nie wypowiada owych s³ów na g³os i ukradkiem spogl±da³ na Paula - "Oto jest pytanie."
Paul zauwa¿y³ wzrok Johna spoczywaj±cy na nim i odwróci³ siê do niego pytaj±co.
- We¼miemy taksówkê? - spyta³ Lennon, ¿eby nie musia³ wyjawiaæ McCartneyowi swoich przemy¶leñ.
- Nie to tutaj, blisko. - McCartney szed³ pewnie przed siebie prowadz±c przyjaciela.
- Czy Brian ostatnio nie uderzy³ siê w g³owê? - zastanawia³ siê g³o¶no John ze zmartwieniem w g³osie - Nigdy nie by³ taki hojny... - próba przypomnienia sobie kiedy ostatnio dosta³ od Epsteina pieni±dze bez potrzeby wymuszania okaza³a siê fiaskiem.
- Nie wiem - skwitowa³ Paul, ogl±daj±c siê w praw± i lew± stronê, ¿eby upewniæ siê, czy mo¿e bezpiecznie przej¶æ przez ulicê - To on za nami chodzi, nie my za nim.
Uwaga McCartneya wyda³a siê Johnowi bardzo bystra - za bystra jak na niego. "Pewnie znowu kopiuje teksty Geroge'a" - pomy¶la³, przypominaj±c sobie cytat, który najbardziej utkwi³ mu w pamiêci: "Kto siê czubi, ten siê, ¿e tak powiem, pie[cenzor]doli." Po tym u¶wiadomi³ sobie, ¿e jedynym zdaniem, które George potrafi wypowiedzieæ bez u¿ywania jakiegokolwiek wulgaryzmu jest: "Jestem g³odny", ale i to nie zawsze.
Po przekroczeniu ulicy i sp³awieniu paru fanek byli na miejscu. Sklep by³ du¿y, przynajmniej na zewn±trz. Miêdzy drzwiami znajdowa³y siê wystawy butów z przecen i najnowszych kolekcji.
- Widzisz, John - Paul zwróci³ siê do Lennona przytykaj±c palec do szyby i pokazuj±c mu swój wybór - To te!
- Czerwone na koturnie? - za¿artowa³ z przyjaciela John.
- Nie, ró¿owe na szpilce! - odpar³ z ironi± w g³osie McCartney tak, jakby mia³ siê obraziæ.
Lennon u¶miechn±³ siê, przymru¿y³ oczy i pokiwa³ twierdz±co g³ow± na znak, ¿e rozumie. Nie zdziwi³by siê, je¶li jego przyjaciel na prawdê chcia³by je kupiæ.
McCartney nie przejmowa³ siê za bardzo Johnem po tym dialogu; otworzy³ drzwi sklepowe, nie zwa¿aj±c na to, czy idzie razem z nim. Wszed³ i od razu uda³ siê w stronê stoiska z butami mêskimi. Szed³ po woli ogl±daj±c obuwie i szuka³ miejsca, gdzie móg³by siê ukryæ przez potencjalnymi fankami. Jego wzrok zawêdrowa³ na wystawê: czerwone na koturnie, ró¿owe na szpilce... Po te pierwsze siêgnê³a pewna pani i posz³a przymierzyæ. Macca siêgn±³ po ró¿owe szpilki; obejrza³ je dok³adnie i spogl±da³ na swoje stopy, co wygl±da³o, jakby chcia³ je przymierzyæ.
- To chyba nie twój rozmiar - stwierdzi³ stoj±cy za nim Lennon, który ¶ledzi³ go od jego wej¶cia do sklepu. Paul us³yszawszy g³os Johna jak oparzony odstawi³ buta na miejsce. Odwróci³ w drug± stronê tak, ¿e widzia³ zach³ystaj±cego siê ¶miechem Johna. Próbowa³ wypl±taæ siê z zaistnia³ej sytuacji, ale skoñczy³o siê to jedynie na otworzeniu i rych³ym zamkniêci ust; nie wiedzia³ co ma powiedzieæ. Wymamrota³ jakie¶ "no, bo no ten, tego..." i chcia³ ju¿ udaæ siê do g³ównego miejsca swojego zakupu, lecz zosta³ zatrzymany s³owami Johna:
- I tak wiedzia³em, ¿e ich nie przymierzysz.
Paul mia³ pytaj±c± minê; nie wiedzia³, czy Lennon idzie z nim, czy zamierza tu zostaæ i rozwodziæ siê nad szpilkami.
- Cienias z ciebie - us³ysza³ McCartney z ust przyjaciela. Poczu³, ¿e bigos, który zjad³ przed wyj¶ciem i piwo, którym go popi³ gotuj± siê w nim. Nie lubi³, gdy kto¶ nazywa³ go w ten sposób, szczególnie John.
- Tych nie... - wskaza³ na pamiêtne ró¿owe szpilki - ale te s± ³adne - .wzi±³ do rêki czarne, damskie pantofle na ma³ym obcasie z delikatn± kokardk± po lewej stronie. Poszuka³ rozmiaru najbardziej zbli¿onego do tego, który nosi. Wyj±³ ostatnie pude³ko ze stosu zdejmuj±c przy tym wszystkie pozosta³e; narobi³ nie ma³ego ba³aganu. Wyj±³ buty z pude³ka i wcisn±³ na stopy uprzednio siadaj±c na sto³eczku i zdejmuj±c swoje. Wsta³ i spyta³:
- Jak wygl±dam?
Lennon popatrzy³ na przyjaciela, tak jak siê patrzy na kopuluj±ce ma³py w zoo i odpowiedzia³:
- Jak Audrey Hepburn.
W sklepie oprócz Johna i Paula by³o sporo ludzi. McCartney nie zwraca³ na nikogo uwagi. Obserwowa³ swoje odbicie w lustrze, kiedy jeden z klientów posiadaj±cy przy sobie aparat zrobi³ mu zdjêcie i szybko wybieg³ ze sklepu uradowany ze swojej zdobyczy. ¯eby dostaæ siê do drzwi musia³ przebiec obok Johna. Samozwañczy paparazzo nie uszed³ jego uwadze. Lennon zawiadomi³ przyjaciela, ¿e najprawdopodobniej jutrzejsze gazety opublikuj± jego zdjêcie na pierwszych stronach z nag³ówkiem: "Prawdziwe oblicze McCartneya zosta³o odkryte". Paul na tê wiadomo¶æ wybieg³ za mê¿czyzn± z aparatem. Mia³ na sobie jeszcze pantofle. Ekspedientka zauwa¿ywszy to powiadomi³a ochronê sklepu. Dwóch go¶ci w czarnych umundurowaniach z ¿ó³tym napisem na plecach "sekjuriti" ruszy³o w pogoñ za Paulem.
- Z³odziej! Bandyta! - krzyk ekspedientki rozleg³ siê na ca³y sklep.
John nie wiedzia³, co tu po nim, wiêc wyszed³ ze sklepu. Stoj±c na chodniku odszuka³ wzrokiem Paula i ochronê. Paparazzo nie widzia³. Przyspieszonym krokiem uda³ siê za gonitw±. Obserwowa³ w miêdzyczasie ludzi i przys³uchiwa³ siê krótkim rozmowom przechodniów.
- Ten stary Smith znowu ma kochankê!
- Nie gadaj!...
Lennon u¶wiadomi³ sobie, ¿e nie zna ¿adnego Smitha, tym bardziej starego. Szed³ przed siebie nie zainteresowany tym dialogiem.
Na przeciw niego pojawi³y siê dwie nastolatki. Szybko zauwa¿y³ naszywkê z napisem "The Beatles" na bluzce jednej z nich. Szybko spu¶ci³ g³owê, jakby chcia³ udaæ, ¿e go tu nie ma.
- Lennon jest najprzystojniejszy! - stwierdzi³a jedna.
- McCartney! - druga broni³a swojego wybranka.
- Lennon, nie znasz siê!
- McCartney!
- Lennon!
- Lennon. - John nie odpu¶ci³ sobie udzia³u w rozmowie. Dziewczyny popatrzy³y na niego, na siebie. Ch³opak ju¿ przygotowywa³ siê do ucieczki.
- Sobowtór - powiedzia³a jedna. Dziewczyny posz³y dalej nadal siê k³óc±c.
John roze¶mia³ siê i ruszy³ w przeciwnym kierunku. Chwilowo nie móg³ okre¶liæ, gdzie jest Paul, ale po paru krokach spostrzeg³ go, taszczonego przez przez ochronê. Wychodzili zza rogu i kierowali siê w praw± stronê. Lennon podbieg³ do nich i znalaz³ siê obok Paula. Zastanawia³ siê czy wytkn±æ McCartneyowi jego gejowskie sk³onno¶ci, postanowi³ to zrobiæ pó¼niej przy George'u i Ringo, a teraz dla niepoznaki oka¿e trochê wspó³czucia.
- Z³apa³e¶ go¶cia? - zapyta³.
- Nie, za to oni z³apali mnie... - odpar³ ze smutkiem i b³aganiem z g³osie Paul, co brzmia³o tak samo jakby powiedzia³: "Pomó¿ mi! Pomó¿!" John szybko wyczu³ ton jego s³ów i próbowa³ odpowiedzieæ na wewnêtrzne pro¶by przyjaciela.
- Psze panów? - zwróci³ siê do ochrony - Gdzie go prowadzicie?
Lennon nie musia³ d³ugo czekaæ na odpowied¼. Jeden z nich powiedzia³ "na policjê" tak szybko, jakby tylko czeka³ na to pytanie.
Paul na tê wiadomo¶æ zacz±³ siê wyrywaæ mê¿czyznom i krzyczeæ wniebog³osy. Chcia³ unikn±æ spotkania z anio³ami sprawiedliwo¶ci.
- Ja je oddam! Ja je oddam!
Drugi ochroniarz, ten, który wcze¶niej siê nie odzywa³, powiadomi³ Paula, ¿e dobrze widaæ, ¿e te buty s± ju¿ lekko u¿ywane i ¿e bêdzie musia³ za nie zap³aciæ. McCartney przysta³ na te warunki. Wszyscy zawrócili i udali siê do sklepu.
Zegar na ratuszu w³a¶nie wybija³ piêtnast±; starsza pani po drugiej stronie ulicy bi³a jakiego¶ m³odego cz³owieka torebk± po g³owie i stuka³a lask± w chodnik; armie ptaków przesiadywa³y na kablach telekomunikacyjnych i na dachach domów; samochody tr±bi³y; rudy kot, na podwórku domu obok którego przechodzili, nastroszy³ na siê na drugiego - bia³ego - z³owieszczo zamiaucza³ i szykowa³ siê do walki o plasterek szynki; brudny, niemi³o wygl±daj±cy mê¿czyzna szykowa³ sobie pos³anie na ³awce; z balkonu najbli¿szego domu dochodzi³y d¼wiêki Heartbreak Hotel...
Po zobaczeniu tych wszystkich zjawisk John i Paul pilnowany przez ochronê znale¼li siê przed sklepem. Jeden z ochroniarzy otworzy³ drzwi. John dopiero teraz zauwa¿y³, ¿e ma w³osy obciêta na je¿yka i jest strasznie brzydki, co go klasyfikuje jako osobê nie lubi±c± rock'n'rolla. Drugi, mimo, ¿e wygl±da³ podobnie nie mia³ takiego têpego wyrazu twarzy. Jego usta ci±gle i niezmiennie by³y wykrzywione na kszta³t banana tak, jakby by³ sparali¿owany i nie móg³ wyraziæ innej emocji.
Weszli. Ba³agan zostawiony przez Paula zosta³ posprz±tany, a jego buty sta³y na tym samym miejscu, co je zostawi³. Ochroniarze zaprowadzili McCartneya do kasy.
- Ten pan chce zap³aciæ - powiedzia³ jeden.
Kasjerka rozpozna³a Paula nie jako bo¿yszcza-Beatlesa, ale jako z³odzieja. Popatrzy³a na niego z widocznym zdenerwowaniem na ca³ej jej twarzy. Pamiêta³a, które buty próbowa³ ukra¶æ; od razu poda³a cenê:
- 50 dolarów.
Paul zrobi³ minê biednego, ma³ego pieska na deszczu, ale to nic nie pomog³o. Wyj±³ z kieszeni banknot. Po¿egna³ siê z nim, miel±c go w palcach i po³o¿y³ na ladzie..
Ochroniarze ju¿ go pu¶cili. Zmartwiony McCartney zdj±³ pantofle i za³o¿y³ swoje buty. Próbowa³ nie patrzeæ na chichocz±cego Johna, który sta³ obok drzwi.
- I czego siê ¶miejesz?! - krzykn±³ na niego rozz³oszczony do czerwono¶ci - To twoja wina!
Lennon nic nie odpowiedzia³. Z trudem powstrzymywa³ ¶miech.
Paulowi by³o trochê ¿al swojego nie do koñca chcianego zakupu. Wzi±³ buty ze sob± z nadziej±, ¿e znajdzie sobie dziewczynê o du¿ych stopach.
"Kto siê czubi, ten siê, ¿e tak powiem, pie[cenzor]doli." Po tym u¶wiadomi³ sobie, ¿e jedynym zdaniem, które George potrafi wypowiedzieæ bez u¿ywania jakiegokolwiek wulgaryzmu jest: "Jestem g³odny", ale i to nie zawsze. ...z balkonu najbli¿szego domu dochodzi³y d¼wiêki Heartbreak Hotel... Wzi±³ buty ze sob± z nadziej±, ¿e znajdzie sobie dziewczynê o du¿ych stopach. Mam szansê.
Ahaha, te¿ nie mogê z pwiedzonka Georga
First, Dziêkujê baaaaaardzo :*
Second, Ty piszesz sto razy lepiej ni¿ ja! Jeste¶ genialna! Co mi tylko u¶wiadomi³o, ¿e chyba nie powinnam siê braæ za pisanie opowiadañ...
dnia Pon 11:22, 15 Sie 2011, w ca³o¶ci zmieniany 1 raz
Ty piszesz sto razy lepiej ni¿ ja! Jeste¶ genialna! Ja?! Ja?! Ty siê zastanów do kogo ty mówisz...
Ty piszesz sto razy lepiej ni¿ ja! Jeste¶ genialna! Ja?! Ja?! Ty siê zastanów do kogo ty mówisz...
No Ty! Ty! Ja dobrze wiem do kogo ja mówiê miszczu.
Zaffstydzasz mnie...
Nie zaffstydzam, tylko fakty stffierdzam
Dobre opowiadanie, mega dobre ! Biedny Paulu¶ rozbawi³ mnie opis jak taszczyli McCartneya, staruszka bij±ca m³odzieñca
i porównanie Paula do Audrey Hepurn. Czekam na wiêcej.
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.pljaciekrece.xlx.pl